Jak się czuje trener, który przygotowuje na mecz plany, a w drugiej minucie przeciwnik strzela bramkę i trzeba wszystko zmieniać?
Michał Probierz: To nie jest łatwe, ale właśnie takie sytuacje hartują piłkarzy. Wychodzimy na boisko, żeby zwyciężyć, więc nawet kiedy tracimy bramkę, nie tracimy wiary. Mam dużo uznania dla takich piłkarzy jak Maor Melikson, Ivica Iljew czy Łukasz Garguła, którzy niemal natychmiast po stracie bramki ruszyli do odrabiania strat. Oni po prostu wierzyli, że można.
Patrzyliśmy na inną Wisłę niż ta, którą pamiętamy z poprzedniego sezonu. Tamta sprawiała wrażenie drużyny, w której każdy gra dla siebie.
To już przeszłość. Dla mnie najważniejsze, że rozpoczęliśmy sezon od zwycięstwa, na które liczyli kibice. A rola faworyta nie ułatwia gry, bo Bełchatów też potrafi walczyć. Znam zawodników, wiedziałem, jak im zależy na zwycięstwie, i widziałem, jak cieszyli się w szatni. Nieważne, w której minucie strzela się zwycięską bramkę. Trzeba grać, dopóki sędzia nie zakończy meczu. I Wisła właśnie tak grała. Prawie w pierwszej minucie ponieśliśmy stratę, a w prawie ostatniej doprowadziliśmy do zwycięstwa. W ten sposób nabiera się pewności siebie.
Co pana zaskoczyło w pierwszej kolejce?