Zagra czy nie zagra? Powinien ryzykować zdrowie czy lepiej, żeby jeszcze odpoczął i pomógł kolegom w rewanżu w Monachium? Odkąd tydzień temu Robert Lewandowski złamał nos, kość górnej szczęki i doznał wstrząśnienia mózgu, sprawa jego powrotu na boisko w tak ważnym meczu w mało komfortowej masce stała się tematem numer jeden nie tylko w Polsce.
Głos zabrał nawet Leo Messi. – Nie sądzę, by sprawiło mu to jakiekolwiek kłopoty – twierdzi Argentyńczyk.
Lewandowski przekonuje, że nie ma powodu do obaw, od klubowych lekarzy dostał zielone światło, ale ostateczna decyzja należeć będzie do Pepa Guardioli. Trener Bayernu może nie mieć wyjścia, bo to przeklęte spotkanie z Borussią Dortmund, w którym wydawało się, że jego drużyna panuje nad sytuacją i spokojnie awansuje do finału Pucharu Niemiec, przyniosło jeszcze jedną ofiarę – z gry wypadł ponownie Arjen Robben. A kontuzjowani są wciąż Franck Ribery i David Alaba.
Po rewanżowym meczu Bayernu z Porto jeden z hiszpańskich dziennikarzy napisał o polskim napastniku: „El Big Lewandowski". Teraz katalońskie „El Mundo Deportivo", powołując się na wypowiedź byłego trenera Lecha Poznań Jose Mari Bakero, informuje, że Lewandowski już w 2010 roku mógł trafić do Barcelony – za 4 mln euro. Działacze klubu nie posłuchali jednak rady Bakero i Polak przeszedł do Borussii.