„Z Berlina do Serie B i z powrotem" – napisał na Twitterze szczęśliwy Gianluigi Buffon, kiedy Juventus wyeliminował w półfinale Real. Dziewięć lat po wygraniu mundialu bramkarz mistrzów Włoch wraca do stolicy Niemiec po ostatni brakujący puchar w swojej karierze. – Jestem ciekaw, czy wrażenia będą podobne, ale najważniejsze, że znów tu jestem. To coś wspaniałego – przyznaje.
37-letni Buffon zdaje sobie sprawę, że jego drużyna nie będzie w sobotę faworytem, daje jej 35 procent szans na zwycięstwo. Ale przypomina, że przed rywalizacją z Realem było tak samo. I zaznacza, że nie przyjechał z kolegami, by zwiedzać Berlin. To magiczne dla całej Italii miejsce zdążył już poznać, gdy z Andreą Pirlo (podobno przyjął ofertę New York City FC i latem przeniesie się za ocean) oraz Andreą Barzaglim świętował mistrzostwo świata. Teraz marzy o powtórce.
Autobus i woda święcona
Tylko jak powstrzymać Leo Messiego i jego dwóch pomocników: Luisa Suareza i Neymara? – Niech zaparkują autobus w polu karnym – radzi Gianluca Vialli, kapitan Juventusu w ostatnim wygranym finale LM z Ajaxem w 1996 roku. – To nie ma sensu. Atak Barcelony można zatrzymać chyba jedynie wodą święconą – twierdzi Marco Tardelli, mistrz świata 1982 i triumfator Pucharu Europy 1985. – Skupisz się na Messim, to zabije cię Suarez lub Neymar – dodaje Alvaro Morata.
Szalone trio z Ameryki Południowej strzeliło w tym sezonie już 120 bramek, a w Lidze Mistrzów 25 z 28. Mimo wszystko Buffon jest optymistą: – Leo to Marsjanin, ale postaramy się sprowadzić go na ziemię.
Juventusowi zazdrości obrony cała Europa (traci gola średnio w co drugim meczu). Vialli przekonuje, że trener Massimiliano Allegri jest w stanie tak poukładać zespół, by wybić z rytmu także katalońską maszynę. Choć pole manewru ogranicza mu mocno kontuzja Giorgio Chielliniego. W środę obrońca poczuł ból w łydce, musiał opuścić zajęcia, lekarze nie zgodzili się na jego występ. Zastąpi go prawdopodobnie Barzagli.