„Zostali pożarci przez wilka w owczej skórze" – napisała „Marca" po porażce Realu w Wolfsburgu (0:2). Wystarczyło 25 minut, by najbardziej niespodziewane rozstrzygnięcie w tym sezonie Ligi Mistrzów stało się faktem.
Trener Realu Zinedine Zidane twierdzi, że z jego piłkarzy wyszło zmęczenie po wygranym El Clasico, więc rywale nie musieli zrobić wiele, by objąć dwubramkowe prowadzenie. Ale nawet wtedy wydawało się, że Królewscy mają sporo czasu, żeby odwrócić losy spotkania. Nie zdążyli. Siłę mają pokazać w rewanżu.
Zidane prosi o cierpliwość. Wie, że pośpiech może się obrócić przeciw jego drużynie, a kolejny stracony gol być gwoździem do trumny. Pamięta pewnie mecz z 2002 roku, kiedy Real po porażce 1:2 z Bayernem w Monachium zwyciężył 2:0 w Madrycie, strzelając gole w końcowych 20 minutach. Królewscy zdobyli później Puchar Europy (dzięki trafieniu Zidane'a w finale), ale był to ostatni raz, gdy odrobili straty z pierwszego spotkania i awansowali do następnej rundy.
Cristiano Ronaldo nie przejmuje się jednak statystykami i zapowiada, że kibiców na stadionie Santiago Bernabeu czeka magiczna noc. Trio BBC (Benzema, Bale, Cristiano) ma dać Królewskim awans do półfinału. Francuz jest już zdrowy, a Walijczyk w weekend wypoczywał.
Kiedy Real bawił się w sobotę z Eibar (4:0), Wolfsburg męczył się z Mainz (1:1). Ale Bundesliga zeszła w mieście Volkswagena na dalszy plan. – Wszyscy rozmawiają tylko o Champions League. Będziemy walczyć, jakby od tego zależało nasze życie – zapewnia napastnik Wilków Andre Schuerrle.