Pierwsza kolejka, w której za zwycięstwo przyznawano trzy punkty, a nie półtora jak w sezonie zasadniczym, przyniosła małe trzęsienie ziemi. Legia miała po 37 kolejkach tylko punkt straty do pierwszej w tabeli Jagiellonii Białystok, a po remisie 1:1 z Wisłą ma już trzy i najgorszy w grupie bilans meczów domowych.
Podopieczni Jacka Magiery grali w niedzielę wieczorem, znając wyniki spotkań rywali. Wiedzieli, że tylko wygrana z Wisłą pozwoli zachować status quo. Remis jest więc dla warszawskich kibiców wielkim rozczarowaniem. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że był to drugi z rzędu mecz, w którym zawodnicy Magiery na własnym stadionie nie byli w stanie pokonać rywala. Poprzednio tylko zremisowali bezbramkowo z Koroną Kielce i zapowiadali, że równie słabe spotkanie już im się nie przydarzy.
Goście z Krakowa cofnęli się głęboko, mądrze się bronili, niemal całą drużyną, ale próbowali też akcji zaczepnych. To przyjezdni objęli prowadzenie, po tym jak na początku drugiej połowy rzut karny wykorzystał Petar Brlek. Wisła była zimą wyśmiewana, że zatrudniła nieznanego hiszpańskiego trenera Kiko Ramireza, a jednak ten szkoleniowiec niemal co weekend udowadnia, że kpiny były bezpodstawne. Hiszpan zna się na swojej robocie i po raz kolejny pokazuje, że w naszej lidze dobra organizacja, pomysł i egzekwowanie przez zawodników założeń taktycznych spokojnie wystarczają, nawet na drużyny z czołówki.
Gdy Ramirez obejmował Wisłę była ona na 10. miejscu w tabeli i niewielu wierzyło, że targany problemami klub z anonimem z trzeciej ligi hiszpańskiej u steru zdoła wywalczyć miejsce w grupie mistrzowskiej. Tymczasem Wisła nie tylko awansowała do czołowej ósemki, ale ma wciąż – nikłe, bo nikłe – szanse na awans do eliminacji europejskich pucharów.
Wyrównującego gola dla Legii zdobył Artur Jędrzejczyk, a w końcówce szansę miał Kasper Hamalainen, ale jego strzał trafił w poprzeczkę. Poza Lechią Gdańsk, która pewnie pokonała u siebie 2:0 Bruk-Bet Termalicę, pozostałe zespoły rywalizujące o tytuł męczyły się nie mniej niż Legia. W przeciwieństwie do niej jednak potrafiły swoje mecze wygrać. Jagiellonia po golu (trafienie nr 5) Cilliana Sheridana pokonała Pogoń Szczecin 1:0, a Lech po mękach z Koroną zgarnął trzy punkty, wygrywając 3:2.