Jeszcze w sobotę dziennik „Le Parisien" zamieścił na okładce duże zdjęcie Neymara z tytułem: „Powiedział tak Paryżowi". Ojciec zawodnika podpisał już podobno wstępne porozumienie z klubem, pięcioletnia umowa gwarantowałaby jego synowi zarobki na poziomie 30 mln euro rocznie netto, a sam Neymar przekazał kolegom z Barcy, że odchodzi. Transfer miał zostać sfinalizowany do końca weekendu.
Brazylijczyk zdanie jednak zmienił, a kluczową rolę w tej historii odegrali właśnie koledzy. Według katalońskiej stacji radiowej RAC1 spotkanie zorganizował Gerard Pique, w negocjacje włączyli się Leo Messi i Luis Suarez. I to właśnie ich interwencja miała przekonać Neymara do pozostania. Piłkarz odbył też rozmowę z prezesem Barcelony Josepem Marią Bartomeu.
– On nie jest na sprzedaż. Ma kontrakt na najbliższe cztery lata, a w nim klauzulę, która jest niemożliwa do aktywowania bez naruszenia zasad finansowego fair play – mówi pan Bartomeu.
Problem w tym, że dla katarskich właścicieli PSG niemożliwe nie istnieje. Kwota odstępnego to 222 mln euro. Koszt sprowadzenia Brazylijczyka, wliczając jego zarobki i podatek, wyniósłby ponad 500 mln, do tego doszłaby jeszcze premia za złożenie podpisu (100 mln) i prowizja dla jego ojca.
Jednym ze sposobów na obejście przepisów UEFA mogłoby być podpisanie przez piłkarza umowy sponsorskiej z Qatar Sports Investments – funduszem zarządzanym przez prezesa PSG Nassera al-Khelaifiego. Brazylijczyk dostałby na przykład pieniądze za promocję mundialu w Katarze w 2022 roku, a klub de facto nie wydałby na jego transfer ani jednego euro.