Jest to sytuacja bez precedensu w historii mistrzostw świata. Zdarzały się sezony, w których Formuła 1 gościła więcej niż raz w tym samym kraju, ale zawsze były to różne tory – jak Monza i Imola we Włoszech czy Hockenheim i Nurburgring w Niemczech. Teraz pozostanie w tym samym miejscu (w tym tygodniu w Austrii, na początku sierpnia dwie rundy odbędą się na Silverstone) znacznie zmniejsza logistyczne wyzwanie. Zachowano natomiast tradycję, w myśl której dwa wyścigi nie mogą nosić takiej samej nazwy. W poprzedni weekend walczono zatem w Grand Prix Austrii, a w niedzielę rywalizacja odbędzie się pod szyldem Grand Prix Styrii.
Swoje porachunki z Red Bull Ringiem mają do wyrównania kierowcy Red Bulla, którzy nie zdobyli w poprzednią niedzielę ani jednego punktu, chociaż zarówno Max Verstappen, jak i Alexander Albon mieli szansę co najmniej na podium.
Broniący tytułu Mercedes co prawda wygrał wyścig, ale w obu samochodach szwankowały czujniki w skrzyni biegów i zdaniem zespołu ten problem może się powtarzać. W pierwszej trójce finiszowali jeszcze kierowcy Ferrari i McLarena, a spory wpływ na wyniki miały problemy z niezawodnością. Czasu na pracę nad samochodami jest niewiele, więc w najbliższy weekend może nas czekać powtórka z rozrywki.
W ekipie Alfa Romeo pierwszy tegoroczny występ podczas piątkowego treningu zaliczy Robert Kubica. Polak jako kierowca rezerwowy, wspomagający też ekipę w rozwoju samochodu oraz symulatora, jeszcze kilkakrotnie w tym sezonie pojawi się na torze – oczywiście poza tymi weekendami, gdy będzie ścigał się w serii DTM.
– Moim celem jest zapewnienie inżynierom jak największej ilości danych oraz wrażeń z kokpitu. Trzeba będzie wykorzystać informacje z GP Austrii i sprawdzić zmiany, które chcemy wprowadzić w samochodach - mówi Kubica.