Gdyby Polacy kręcili filmy o żużlu, jak Amerykanie o baseballu czy koszykówce, kończący się w weekend sezon w wykonaniu Stali Gorzów byłby gotowym scenariuszem. Jest początek sierpnia. Stal nie ma na koncie żadnego zwycięstwa, za to aż sześć porażek, w tym ze słabiutkim ROW-em Rybnik, dla którego było to jedyne zwycięstwo przez cały rok. Co bardziej niecierpliwi kibice w mediach społecznościowych wieszczą spadek z hukiem do I ligi, przeplatając to „zwalnianiem” trenera Stanisława Chomskiego. Wszyscy zawodnicy spisują się poniżej oczekiwań, nawet Bartosz Zmarzlik jeździ nieco słabiej, niż zwykle.
Ale Chomski zachowuje spokój. Choć - jak mówi – „naród jest żądny krwi i domaga się często szybkich zmian, może nawet najlepiej po pierwszym nieudanym biegu”, konsekwentnie daje kolejne szanse swoim zawodnikom. - Każdy ma prawdo wydawać swoje opinie. Łatwo to robić siedząc w kapciach, w fotelu. Nie wiedząc co się dzieje w zespole. To jest przecież łatwy, prosty chleb. Wypisać program, wymienić zawodnika. Co to za sztuka? – pyta w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” i apeluje, by poczekać na mecze na własnym torze, bo pięć z tych sześciu porażek gorzowianie ponoszą na wyjeździe.
9 sierpnia przychodzi pierwsze, minimalne zwycięstwo. Ze względu na opóźniony przez pandemię start sezonu, w Gorzowie czekają na nie ponad rok. Następna wygrana – dzień później. A później cztery kolejne (jedna walkowerem), łącznie sześć w dwa tygodnie. Stal z faworyta do spadku staje się kandydatem do fazy play-off.
Gorzowianie rundę zasadniczą kończą na drugim miejscu w tabeli. Chomski jest nominowany do nagrody dla trenera sezonu. Ściągnięty w trybie awaryjnym do Gorzowa Australijczyk Jack Holder oraz Duńczyk Anders Thomsen mają szansę na wybór na „niespodziankę sezonu”. Ten drugi dostaje też zaproszenie do cyklu Grand Prix. Bartosz Zmarzlik broni tytułu indywidualnego mistrza świata a Szymon Woźniak, całkowicie zawodzący na początku sezonu, dostaje powołanie do reprezentacji, by razem ze Zmarzlikiem reprezentować Polskę w drużynowych zawodach Speedway of Nations. Klasyczny motyw podnoszenia się po porażce, Amerykańska Akademia Filmowa lubi takie ekranizacje i chętnie nagradza.
Ale w Polsce filmy sportowe kręci się niechętnie, a o „czarnym sporcie” – w zasadzie w ogóle, więc pozostają transmisje na „małym ekranie”. W weekend gorzowianie napiszą ostatnią scenę do scenariusza, rywalizując w finale PGE Ekstraligi z Unią Leszno.