Po siedmiu latach wrócił pan do Formuły 1 jako trzeci kierowca Williamsa, ale jest to chyba inna rola niż ta, o której jeszcze niedawno, na przełomie roku, pan marzył?
Robert Kubica: Marzyć można o wielu rzeczach, ale rzeczywistość jest taka, że wróciłem w innej roli. Daje mi to pewne możliwości, jeżeli chodzi o jazdę, ponieważ w tym sezonie parę razy zasiądę za kierownicą. Mam też możliwość spojrzenia z innej perspektywy, co niekoniecznie musi być negatywne. Są momenty, w których spojrzenie z innego punktu widzenia na świat F1 i różne sytuacje podczas weekendu wyścigowego, po prostu pomaga. Powoli budowałem swoją świadomość i pewność tego, że jestem w stanie osiągnąć zamierzony cel. Z drugiej strony sto razy fajniej byłoby startować, ale patrząc na to, gdzie byłem 12 miesięcy temu, obecną sytuację uważałbym bardziej za pozytywny, a nie negatywny zbieg wydarzeń.
Mógłby pan startować, ścigać się w wielu różnych seriach wyścigowych, ale nie obraził się pan na Formułę 1 i przyjął rolę rezerwowego. Czy magia F1 wciąż tak działa?
Mam za sobą długą drogę, którą pokonałem przez ostatnie dwa lata, żeby uzyskać możliwość testowania w Formule 1. Tak naprawdę najważniejszą informacją z ubiegłego roku były moje pozytywne odczucia, to jak się czułem za kierownicą. Uważam, że to byłaby duża strata i byłoby to trochę głupie, gdybym nagle o tym zapomniał i poszedł w zupełnie innym kierunku. Pozytywne też jest to, że usiądę parę razy w kokpicie. Pozwoli mi to nabrać większej pewności, ona po prostu wraca. Z drugiej strony oczywiście jest też mój wiek, który nie za bardzo pozwala na długie oczekiwanie, więc zobaczymy. Chciałem wykorzystać tę sytuację i uważam, że nieściganie się przez kolejny rok nie jest bardzo wysoką ceną za to, by móc realizować swoją pasję – nawet w innej roli.
Pierwszy dzień w kokpicie samochodu Formuły 1, w czerwcu zeszłego roku, po tak długiej przerwie musiał być wyjątkowy?