Ten rok sporo mi dał. Mogłem pojeździć w treningach i testach, poznałem zespół i specyfikę pracy, bo Formuła 1 jest inna niż osiem lat temu. Zrozumiałem pewne sprawy i się do nich dostosowałem. Jestem lepiej przygotowany niż 12 miesięcy temu. Ten rok nie poszedł na marne. Gdy decydowałem się na tę rolę, zdawałem sobie sprawę z tego, jakie będę miał trudności. Oglądanie, jak ścigają się inni, nie jest łatwe, ale wiedziałem, że jak będę ciężko pracował, to mi się uda.
Jest pan na pewno świadomy tego, co działo w mediach przez ostatnie dni przed oficjalnym potwierdzeniem powrotu. A pan spał spokojnie?
Ostatnie tygodnie były napięte. Wiele działo się za kulisami, to nie jest tak, że uścisk dłoni o wszystkim przesądza. Gdyby tak było, to jeździłbym w tym roku, ale dwanaście miesięcy temu skończyło się inaczej. Dopóki nie było oficjalnego komunikatu, niczego nie można być pewnym.
Nie denerwują pana powtarzające się wciąż pytania o to, czy pan sobie poradzi, czy jest pan w stanie prowadzić wyścigowe maszyny w każdej sytuacji?
Zawsze uważałem się za człowieka, który próbuje stawiać się w sytuacji innych osób. Nauczyło mnie tego życie, a szczególnie ostatnie lata. Nie wszyscy mamy takie same charaktery czy wizję życia, każdy może sobie myśleć to, co chce. Wiem, że w pierwszym sezonie startów w rajdach moje ograniczenia nie ułatwiały mi sprawy, ale wiem też, że sama jazda znacznie przesunęła te ograniczenia, ten limit. Dlatego mam podstawy sądzić, że skoro będę mógł jeździć regularnie, to w samochodzie Formuły 1 też wszystko będzie mi przychodziło łatwiej i bardziej naturalnie. Właśnie naturalność jest tu lekarstwem, tak jest zresztą w przypadku każdego sportowca na wysokim poziomie. Po prostu trzeba robić rzeczy tak, żeby o nich nie myśleć. Rajdy to był jedyny moment, kiedy tak miałem – na odcinkach specjalnych byłem skoncentrowany. W ogóle nie odczuwałem, że jestem inny, że mam ograniczenia. Po prostu jechałem i robiłem to, co uważałem za stosowne. Oczywiście wiem, że takie pytania będę dostawał przez dobrych kilka lat, dopóki nie skończę jeździć – a pewnie jak skończę, to nadal będą padały. Takie jest życie i nic na to nie poradzę, ale nie odczuwam tu jakiejś specjalnej urazy.