Rocznik 1992, 26 lat skończył w kwietniu. Dwa miesiące później, 13 czerwca 2018 roku podczas mityngu w Ostrawie ustanowił rekord Polski, jaki przez lata śnił się Tomaszowi Majewskiemu: 22,08 m.
W polskim męskim pchnięciu kulą istnieje coś takiego jak sztafeta pokoleń. Można nawet sięgać do czasów Zygmunta Heljasza, rekordzisty świata z 1932 roku (16,05), można przypominać późniejsze rezultaty mistrza olimpijskiego Władysława Komara (21,19), Helmuta Kriegera (21,30), mistrza świata Edwarda Sarula (21,68), wreszcie największego z nich, podwójnego mistrza olimpijskiego Tomasza Majewskiego (21,95).
Teraz mamy czas młodego Konrada Bukowieckiego (rocznik 1997), który w toruńskiej hali pchnął w lutym tego roku okrągłe 22 m i niewiele starszego Michała Haratyka, który przebił latem ten wynik o 8 cm.
Wielki skok
Pytania o to, kim jest Haratyk, pojawiły się względnie niedawno. Jeszcze w 2015 roku kulomiot startujący w barwach KS Sprint Bielsko-Biała miał rekord życiowy 19,95 m (tyle samo pchnął też rok wcześniej) i wiedzieli o tym tylko najbardziej wnikliwi kibice lekkoatletyki.
Wielki skok nastąpił rok później – 21,23 m podczas majowych zawodów w Kielcach dało kwalifikację na mistrzostwa Europy w Amsterdamie. Tam Michał Haratyk zdobył pierwszy medal imprezy mistrzowskiej (srebrny). Trudno było nie dostrzec tego osiągnięcia, choć sławą medialną przebijał go wówczas zdecydowanie Bukowiecki – mistrz i rekordzista świata w młodzieżowych kategoriach.