Blisko pokonania wysokości 6,17 m był już we wtorek w Duesseldorfie. W drugiej próbie przeleciał nad poprzeczką, strącił ją dopiero prawą dłonią. – Wyglądało to tak, jakby myślał, że już dał radę, i trochę się rozluźnił – analizuje dla „Rz" Piotr Lisek. Paweł Wojciechowski, który też występował w Duesseldorfie, dodaje: – Kiedy skoczył 6 m, wiedziałem, że może pobić rekord. Cole Walsh (tyczkarz z USA – przyp. red.) podszedł do mnie i powiedział: „Popatrz, jak on wygląda, jak biega. Urodził się, by skakać o tyczce".
Duplantis, trenowany przez ojca Grega, w wieku 18 lat przeskoczył 6 m i zdobył mistrzostwo Europy (2018). Już wtedy nazwano go złotym chłopcem tyczki, a nie minął rok i do tego tytułu dołożył wicemistrzostwo świata. W sierpniu jako faworyt poleci na igrzyska do Tokio. Staje się globalną gwiazdą, widzą to sponsorzy. Według jego agenta Daniela Wessfeldta, dzięki kontraktom z Pumą i Red Bullem, jest dziś najlepiej opłacanym lekkoatletą świata. – Może skoczyć nawet 6,30 m – uważa Wojciechowski.
Duplantis jest jednym z najszybszych tyczkarzy, 100 m pokonuje w 10,5 s. Ostatnio wydłużył rozbieg, zaczął też skakać na twardszych tyczkach. – Ma fantastyczną technikę – mówi wicemistrz olimpijski, wciąż aktualny rekordzista świata (6,16 m), Francuz Renaud Lavillenie.
Obaj mają podobne gabaryty. Są stosunkowo drobni, zwłaszcza na tle gladiatora Piotra Liska. Lavillenie traktuje Szweda jak młodszego brata. Kiedy ten w 2013 roku skakał na zawodach w Luizjanie, starszy kolega nagrywał jego próby. Do dziś ma je w telefonie.
Francuz ustanowił rekord świata sześć lat temu podczas zawodów w Doniecku, które organizował Siergiej Bubka. Duplantis 23 lutego wystartuje w Clermont-Ferrand na mityngu Lavilleniego.