Co jest największym wyzwaniem w waszej pracy?
Zabezpieczenie punktów kontrolnych w górach. Czasem trzeba trochę posiedzieć na miejscu i czekać na ostatnich biegaczy. Zdarza się, że zawodnik, który przekroczył limit czasu, nie chce zejść z trasy. Na to nie możemy sobie pozwolić.
To obowiązek sędziów, aby ściągnąć takiego zawodnika?
Sugerujemy, aby zgodnie z regulaminem oddał numer startowy i formalnie zszedł z trasy. Jeśli tego nie zrobi, to dalej biegnie już na własną odpowiedzialność. Informujemy go o tym. Limit czasu jest limitem odpowiedzialności. Czasami zdarza się, że biegacz nie oddaje numeru i idzie dalej. Na szczęście nigdy się nie zdarzyło, aby ktoś zaginął. Zawsze jest jednak ryzyko, to dla nas dodatkowy stres. Tegoroczna edycja była pod tym względem wyjątkowo trudna, bo impreza została przełożona na październik, co wiązało się z niższymi temperaturami i wcześniejszym zachodem słońca. A na trasie są miejsca, gdzie sieci komórkowej brakuje zasięgu, więc nie ma kontaktu ze światem.
Jak dostosowaliście trasę do zagrożeń, o których pan wspomniał?
Wprowadziliśmy pewne przesunięcia czasowe, ale generalnie program był zbliżony do ubiegłorocznego. Nie chcieliśmy wywracać go do góry nogami. Jeśli ktoś porywa się na 100-kilometrowy bieg, to i tak musi wystartować o 2 czy 3 nad ranem, żeby dotrzeć na metę przed 22. Bieganie po zmroku mamy co roku.