Polskie emocje też były: halowa mistrzyni świata w skoku wzwyż Kamila Lićwinko próbowała poprawić własny rekord Polski, ale trzy próby na wysokości 2,02 były jeszcze nieudane, choć brakowało niewiele. Zwyciężyła w konkursie wynikiem 1,98.
Halowy rekordzista Polski w skoku o tyczce Piotr Lisek po względnie łatwym wygraniu konkursu (cztery udane próby od 5,40 do 5,75) również zabrał się za swój świeży rekord sprzed trzech dni (5,87), ale i jemu nie udało się skoczyć o ten cenny centymetr wyżej. Może trochę przeszkodziła pierwsza próba, podczas której atak skończył się na zerwaniu uchwytu tyczki i płaskim lądowaniu na zeskoku. Może też zabrakło dodatkowej motywacji, jaką dałaby obecność Renauda Lavillenie, który w tym roku na mityng nie mógł przyjechać.
Rekord kraju jednak padł w kategorii juniorek i to dwa razy – poprawiała go 18-letnia Ewa Swoboda w sprincie na 60 m. W eliminacjach 7,25, w finale 7,24, to oznaczało piąte miejsce, za znacznie starszymi koleżankami z innych krajów, ale w historii polskiej lekkiej atletyki (także seniorskiej) to trzeci wynik, więc warto patrzeć co z panną Ewą będzie dalej.
Emocje pchnięcia kulą mężczyzn rozpoczął Czech Tomaš Stanek, który wynikiem 20,89 najpierw poprawił rekord życiowy, następna poprawka – 20,94 oznaczała prowadzenie na europejskich listach rankingowych. Ten rezultat obudził lwa w dwukrotnym halowym mistrzu świata Ryanie Whitingu. W czwartej kolejce Amerykanin pchnął 21,45 m, to już był najlepszy wynik sezonu; w szóstej dołożył jeszcze 35 cm, to także jest rekord mityngu Pedro's Cup. Rzutnia kończyła się na 22 metrach, więc może dobrze, że siódmej kolejki nie było.
W sprintach najpierw widzowie w Atlas Arenie zobaczyli jak dwóch mistrzów olimpijskich na 110 m ppł, Ariesa Merritta z Londynu i Darona Roblesa z Pekinu, godzi po świetnym biegu Kubańczyk Orlando Ortega, a na deser był bieg płaski na 60 m, który wygrał niezniszczalny Kim Collins, rocznik 1976.