Złoty medalista ubiegłorocznych mistrzostw świata w Dosze na 100 m z oficerami kontroli antydopingowej minął się trzy razy: 16 stycznia, 26 kwietnia i 9 grudnia 2019 roku. Ostatnią wpadkę tłumaczył wyjściem na świąteczne zakupy. Coleman podczas postępowania przed Trybunałem Arbitrażowym przedstawił nawet rachunki z Walmartu.
Sędziowie nie uwierzyli, że biegacz kupił papryczki chili o 19:53, wrócił do domu jeszcze w trakcie wyznaczonego okna kontroli (od 19:15 do 20:15), zjadł kolację oglądając w telewizji początek meczu i wyszedł ponownie, żeby zrobić zakupy o 20:22.
- Nigdy nie używałem i nie będę używał zakazanych substancji. Jestem gotów przechodzić testy dopingowe codziennie, do końca kariery, aby udowodnić swoją niewinność - zarzekał się Amerykanin, ale nie mógł liczyć na łagodne traktowanie, bo litera prawda jest twarda i surowa, a on sam okazał się recydywistą.
Coleman karę za unikanie testów mógł dostać już wcześniej. Jego prawnicy dowiedli jednak, że nie popełnił trzech przewinień w ciągu dwunastu miesięcy, antydatując jedną z jego wpadek. Teraz Amerykanin został zdyskwalifikowany na dwa lata, do 13 maja 2022 roku. To oznacza, że igrzyska olimpijskie w Tokio obejrzy w telewizji.