Reklama

Lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Tokio. Być może nie doczekamy się medalu

Naszym lekkoatletom przez lata dmuchało w żagle, aż przyszła flauta i dziś oglądamy, jak bawią się inni.

Publikacja: 17.09.2025 04:40

Lekkoatletyczne mistrzostwa świata - Tokio 2025. Polak Paweł Fajdek w finale rzutu młotem

Lekkoatletyczne mistrzostwa świata - Tokio 2025. Polak Paweł Fajdek w finale rzutu młotem

Foto: PAP/Adam Warżawa

Korespondencja z Tokio

Królowa sportu wróciła do Tokio po czterech latach, ale wiele z tego, co wydarzyło się przy okazji igrzysk, gospodarze chcą zapomnieć.

– Pokażemy, jak powinno się przeprowadzić taką imprezę – obiecał szef komitetu organizacyjnego Mitsugi Ogata. – Igrzyska mają pozytywne i negatywne dziedzictwo. To drugie chcemy wymazać – zapewniała szefowa japońskiej federacji Yuko Arimori.

Odnieśli sukces. 67-tysięczny stadion, który cztery lata temu był jak grobowiec, od początku mistrzostw świata tętni życiem. Szef World Athletics Sebastian Coe już dzień przed imprezą chwalił się, że organizatorzy sprzedali ponad 500 tys. biletów, choć akurat lekkoatleci na tle urodzaju japońskiego sportu nie są zieloną wyspą i medale liczą na palcach.

Czytaj więcej

Lekkoatletyczne mistrzostwa świata. Włodarczyk bez medalu, sukces Skrzyszowskiej, rekord Duplantisa
Reklama
Reklama

Teraz niosą ich trybuny. Japończyków widać niemal w każdej konkurencji, awansują, zbierają punkty oraz wartościowe miejsca. Niewykluczone jednak, że podobnie, jak podczas poprzednich mistrzostw świata w Budapeszcie (2023) i Eugene (2022), podium znów sięgną jedynie w chodzie sportowym (Hayato Katsuki już zdobył brąz na 35 km, a przed nim jeszcze w sobotę rywalizacja na 20 km) oraz rzucie oszczepem, gdzie tytułu broni mistrzyni olimpijska Haruka Kitaguchi.

Granica w skoku o tyczce? Armand Duplantis: Brzmi jak wyzwanie

Gospodarze mieli swoje radości, ale chyba największą i tak sprawił im Armand Duplantis, który poprawił na Stadionie Narodowym rekord świata. Tym razem latający Szwed w trzeciej próbie pokonał poprzeczkę zawieszoną na 6,30 m i choć ta zadrżała, to po chwili mógł eksplodować szczęściem i w tłumie fotoreporterów wycałować narzeczoną Desire Inglander.

Cztery lata temu podczas igrzysk bez skutku atakował 6,19 m. Dziś już jest w innej epoce. Mogliśmy jego zmagania z historią smakować, bo gdy zamachnął się na rekord świata, inne konkurencje dobiegły końca. Nie został sam, wspierali go koledzy po fachu i blisko 60 tys. kibiców. Pobił rekord świata po raz czternasty w ogóle i po raz czwarty w tym roku. – To był konkurs marzeń. Może teraz będę tym, który odkryje, że granica w skoku o tyczce to 6,40 m? Brzmi jak wyzwanie – mówił.

Czytaj więcej

Armand Duplantis dla „Rzeczpospolitej": Nie wiem, gdzie są moje granice

Srebro dzięki wynikowi 6,00 m zdobył Emanuil Karalis, czyli zawodnik Marcina Szczepańskiego, który przekładał poprzeczkę i próbował pograć z Duplantisem w pokera. Po raz pierwszy ktoś inny obok Szweda zmagał się z wysokością 6,20 m, choć tym razem jeszcze bez skutku.

Złotem sprintu podzieliły się potęgi, czyli Jamajka oraz Stany Zjednoczone. Najszybszym człowiekiem na Ziemi został Oblique Seville, który wcześniej dwa razy był na mistrzostwach świata czwarty, a rok temu finał igrzysk w Paryżu zepsuła mu kontuzja. – Złoto wróciło do domu – oznajmił, bo Jamajka czekała na ten tytuł od dekady i Usaina Bolta. Teraz rekordzista świata wyczyn rodaka oglądał z trybun. Szkoleniowcem Seville’a jest zresztą jego były trener Glen Mills.

Reklama
Reklama

Więcej mówi się chyba jednak o zapleczu mistrzyni sprintu Melissy Jefferson-Wooden. Jej trener Dennis Mitchell sam wpadł kiedyś na dopingu, gdy podwyższony poziom testosteronu tłumaczył wypiciem pięciu butelek piwa i seksem z żoną, która „zasługiwała w urodziny na odrobinę przyjemności”. Później, przy śledztwie dotyczącym afery BALCO, zeznał, że dostawał też zastrzyki z hormonem wzrostu, więc jest recydywistą.

Czytaj więcej

Najważniejsze sportowe imprezy 2025 roku. Bez igrzysk też będzie ciekawie

Kiedy nieobecna w Tokio z powodu kontuzji trzykrotna mistrzyni olimpijska Gabby Thomas powiedziała, że „dopingowi trenerzy powinni być dożywotnio zdyskwalifikowani”, wiedzieliśmy, o kim mowa. Absolwentka Harvardu dodała też, że „jeśli trenujesz z kimś takim, to jesteś współwinny”. – Gabby ma prawo do swoich opinii, nie chcę się do nich odnosić – odpowiedziała Jefferson-Wooden. 24-latka miała w finale czwarty wynik w dziejach dyscypliny (10,61).

Jakob Ingebrigtsen i Narve Gilje Nordas rozczarowani

Amerykanie w ciągu czterech pierwszych dni rywalizacji zdobyli sześć złotych medali i może spróbują pobić rekord czternastu z Dauhy (2019). Mistrzami świata zostali także sztafeta mieszana, dyskobolka Valarie Allman, skoczkini w dal Tara Davis-Woodhall oraz kulomiot Ryan Crouser.

Zawody w Tokio były dla rekordzisty świata i trzykrotnego mistrza olimpijskiego jedynymi w sezonie. Amerykanin nie startował od ubiegłorocznego mityngu Diamentowej Ligi w Brukseli, bo zmagał się z urazem ramienia. Podobno był moment, gdy na widok wyników rezonansu zaczął się zastanawiać nie nad tym, kiedy wróci do pchania, lecz raczej: „Co zrobić, żeby zachować sprawność łokcia do końca życia?”.

Tradycyjne europejskie potęgi, a więc także Niemcy, perspektyw na kolejnych mistrzów raczej nie mają. Brytyjczykom zostały sztafety oraz średniodystansowcy. Liderami kontynentu zostaną raczej Włosi, którzy w niemal każdej konkurencji mają pretendentów do wysokich miejsc. Nie uda im się w skoku wzwyż, bo Gianmarco Tamberi – cztery lata temu podzielił się w Tokio złotem z nieobecnym teraz w Japonii Katarczykiem Mutazem Barshimem – odpadł w eliminacjach.

Reklama
Reklama

Takich niespodzianek było więcej. Kwalifikacje biegu na 1500 metrów okazały się ścianą dla mistrza olimpijskiego Jakoba Ingebrigtsena, który przez problemy ze ścięgnem Achillesa najwyraźniej nie wyszykował formy, choć zapewnia, że dwukrotnie dłuższego dystansu nie odpuści.

– Jestem rozczarowany, ale po prostu zderzyłem się z rzeczywistością – mówił. Porażka była podwójnie gorzka, bo najlepszy czas eliminacji miał jego rodak Narve Gilje Nordas (ostatecznie odpadł w półfinale), którego trenuje Gjert Ingebrigtsen. Jakob od lat nie ma z ojcem kontaktu, a ich procesem jeszcze niedawno żyła cała Norwegia. Biegacz opowiadał o przemocowej relacji i treningu przypominającym zimny chów, który sprawił, że „stał się maszyną”.

Skromne możliwości Polaków. Helena Ponette wyprzedziła Justynę Święty-Ersetic

Gdy świat w Tokio się bawi, Polakom pozostaje radość z mniejszych rzeczy. Cztery lata temu nasi lekkoatleci, zdobywając podczas igrzysk dziewięć krążków, osiągnęli sukces ponad stan i dziś – gdy medalowe możliwości reprezentacji zbliżyły się do rekordowo niskiego stanu Wisły w Warszawie – zderzamy się ze ścianą. Polski Związek Lekkiej Atletyki (PZLA) wysłał do Tokio kilku sportowców należących do światowej czołówki, ale żadnego pewnego kandydata na medal.

Czwarte miejsce zajęła sztafeta mieszana, a do podium zabrakło centymetrów, bo Belgijka Helena Ponette wyprzedziła Justynę Święty-Ersetic na ostatniej prostej. To świetny wynik, skoro nasi biegacze mieli przed imprezą indywidualnie 11., 80., 82., 89. i 166. czas światowych list.

Niemniej wartościowa jest piąta lokata, którą zajęła w biegu na 100 metrów przez płotki Pia Skrzyszowska. 24-latka, szlifująca fach pod okiem ojca Jarosława, osiągnęła w Tokio swoje trzy najlepsze czasy sezonu. Jej występ to przykład dla płotkarza Jakuba Szymańskiego czy młociarza Marcina Wrotyńskiego. Oni tak słabo, jak podczas mistrzostw świata, w tym roku nie startowali.

Reklama
Reklama

Piąta w chodzie na 35 km była Katarzyna Zdziebło, która po dwóch sezonach zmagań przypomniała sobie pod okiem doświadczonego trenera Krzysztofa Kisiela, że ledwie trzy lata temu była w Eugene podwójną wicemistrzynią świata, a przed nią jeszcze występ na 20 km.

Anita Włodarczyk jako 40-latka nie jest już tak szybka i sprawna jak młodsze koleżanki, ale wciąż utrzymuje się wśród najlepszych młociarek świata, skoro była w Tokio szósta. Paweł Fajdek też mógł tylko patrzeć, jaki popis dają inni: Ethan Katzberg, Bence Halasz oraz Merlin Hummel. Był siódmy. Mniej więcej w tym samym czasie też siódma metę biegu na 1500 m minęła Klaudia Kazimierska.

Tegoroczne mistrzostwa świata mogą być dla naszej reprezentacji pierwszymi od 1987 roku bez medalu. To wynik na miarę skromnych możliwości. Polska silna pozostaje jedynie na tle lekkoatletycznej Europy, która – jak widać w Tokio – coraz bardziej usuwa się w cień.

Korespondencja z Tokio

Królowa sportu wróciła do Tokio po czterech latach, ale wiele z tego, co wydarzyło się przy okazji igrzysk, gospodarze chcą zapomnieć.

Pozostało jeszcze 98% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Lekkoatletyka
Lekkoatletyczne mistrzostwa świata. Włodarczyk bez medalu, sukces Skrzyszowskiej, rekord Duplantisa
Patronat Rzeczpospolitej
Running Europe Tour: Biegnij Warszawo otwiera nowy projekt biegowy w Europie
Lekkoatletyka
Poland Business Run – 3000 uczestników pobiegło w Warszawie
Lekkoatletyka
Noah Lyles, mistrz olimpijski w biegu na 100 m: „Żona zostaje na tylnym siedzeniu"
Lekkoatletyka
Święto biegania w Zakopanem. Przyjadą gwiazdy lekkiej atletyki
Reklama
Reklama