Piotr Małachowski zrobił w stolicy Kataru mały show – zaczął rzuty spokojnie, jego dysk nie dolatywał do 65 metra, liderami po trzech kolejkach byli inni: Victor Hogan z RPA, wicemistrz świata z Pekinu Belg Phillip Milanov i drugi z Polaków Robert Urbanek.
Emocje nagle wzrosły w czwartej serii, gdy polski mistrz świata wreszcie wyszedł na prowadzenie (65,81), ale kontra Milanova w piątej kolejce wydawała się bardzo mocna – 67,26 i rekord życiowy. Małachowski poczekał do ostatniego rzutu, by machnąć potężnie i raz jeszcze pokazać, kto w jego konkurencji rządzi: 68,03, ładne zwycięstwo, najlepszy wynik sezonu (poprawiony o 1 centymetr, ale zawsze), plus świetny początek walki o czwarte zwycięstwo w Diamentowej Lidze.
Urbanek zajął czwarte miejsce, też dobre (minimum na igrzyska w Rio – 65,00 m, też uzyskał), tym bardziej, że w tym roku w zawodach diamentowego cyklu punkty do rankingu zdobywa najlepsza szóstka, nie czwórka. Premie (10 tys. dol. za wygraną w mityngu) i końcowa nagroda główna (puchar i 40 tys. dol.) pozostały bez zmian.
Pozostałe polskie starty w Dausze nie były tak udane: Paulina Guba była 6. w pchnięciu kulą (17,73), Anna Jagaciak – 9. w trójskoku (13,67), Sofia Ennaoui – 10. na 800 m (2.03,85). W programie mityngu (ale poza klasyfikacją Diamentowej Ligi) była też męska sztafeta 4x400, rewelacji nie było, Polacy przybiegli do mety na 6. miejscu (3.08,74), daleko za najlepszą Botswaną.
Start olimpijskiego sezonu lekkoatletycznego w Dausze, mimo upału (30 st. Celsjusza) wypadł nieźle, najlepsze wyniki w tym roku sypały się gęsto, nie wszystkie miały równie wielką wartość, ale na 16 diamentowych konkurencji, aż w 12 trzeba było poprawić szczyty tabel.