Już pierwszy finał w Monachium przyniósł nam dwa medale. Polskie maratonki zajęły trzecie miejsce w rywalizacji drużynowej i nie jest to niespodzianką, ale złota Lisowskiej nie spodziewał się chyba nikt, może poza jej trenerem: – Wierzyłem w medal, bo była gotowa nawet na rekord kraju, ale czekaliśmy na to po cichu – mówi „Rz” Jacek Wosiek.
Czytaj więcej
Aleksandra Lisowska została mistrzynią Europy w maratonie. To sensacja. Nasza biegaczka odbierze dwa medale, bo Polki zdobyły także brąz w rywalizacji drużynowej.
Nigdy wcześniej Polka nie stała na podium mistrzostw Europy w maratonie. Mistrzynią świata w 1991 roku była Wanda Panfil. Obie panie łączy trener. Zarówno Panfil, jak i Lisowska pracowały ze Zbigniewem Ludwichowskim. Wosiek talent 31-latki szlifuje od czterech lat, a jej pierwszym szkoleniowcem był Waldemar Gajowniczek. Biegaczka podkreśla, że dla medalu zasłużyli się wszyscy.
Szara myszka nabrała pewności
Lisowska decydujący atak przypuściła dwa kilometry przed metą. Pierwszą grupę tworzyły trzy biegaczki, inne rywalki wykruszyły się wcześniej. – Treningi pokazywały, że jestem gotowa na medal. Dzień przed startem przeczytałam jednak, że indywidualnie nie mamy szans. Przypomniało mi się to w trakcie biegu. Chciałam pokazać autorowi, że polski maraton też potrafi – mówi złota medalistka.
Pokazała się nie tylko ona, bo nasze biegaczki były trzecie w klasyfikacji drużynowej. Brąz to suma trzech czasów – Lisowskiej, Moniki Jackiewicz i Angeliki Mach. Izabela Paszkiewicz oraz Katarzyna Janowska medali nie dostały, bo nie dobiegły do mety. Polki musiały poczekać na oficjalne wyniki kilkanaście minut. Lisowska o drugim medalu dowiedziała się od dziennikarzy.