To miało być jedno z najważniejszych wydarzeń mistrzostw świata, bo jedno pokolenie urodziło trzy wybitne płotkarki: Sydney McLaughlin, Dalilah Muhammad i Femke Bol. Pojedynku jednak nie było. Bol dobiegła do mety druga, Muhammad - trzecia. McLaughlin ścigała się tylko z historią.
Amerykanka już w połowie dystansu miała wyraźną przewagę, na ostatnią prostą wbiegała sama. Nie tylko pobiła własny rekord świata, ona go wręcz rozgromiła. 50.68 to wynik 0.73 sekundy lepszy od tego, który osiągnęła na Hayward Field przy okazji krajowych kwalifikacji do mistrzostw świata.
Biegła pięknie, rytmicznie, właściwie fruwała nad płotkami. Na mecie najpierw udawała, że nie dowierza, ale później uśmiechem zdradziła, że chyba jednak wydarzyło się oczekiwane. - To wręcz nierealne. Dziękuję Bogu, który pomógł mi pokonać tak trudną drogę - mówi McLaughlin.
Perfekcyjny bieg przebiegła w tym samym czasie, kiedy polskim dziennikarzom o swoim ósmym miejscu w finale mistrzostw świata opowiadała Anna Kiełbasińska. Polka pokonała 400 metrów w 50.81. Amerykanka, choć miała na trasie płotki, zrobiła to szybciej, co pokazuje skalę jej wyczynu.