To, co Karol Zalewski, Rafał Omelko, Łukasz Krawczuk i Jakub Krzewina zrobili w niedzielny wieczór w chłodnej hali w Birmingham, przerasta wiele wyobrażeń o twardej logice sportu.
Statystycznie mieli wygrać Amerykanie, i to z dużą przewagą, choćby dlatego, że żaden z naszych rekordzistów świata indywidualnie nie złamał granicy 45 sekund na 400 m na otwartym stadionie i 46 s w hali.
Cud się jednak zdarzył. Pobiegli wspaniale, wykorzystali do cna prowadzenie faworytów z USA (instytucja „zająca" funkcjonuje w lekkoatletyce nie bez przyczyny), wszyscy pokonali tej niedzieli siebie – biegli lepiej niż kiedykolwiek, każdy dotarł do granicy wydolności i nie bał się próby jej przekroczenia.
Trenerzy mogą dodać słowo o perfekcji wyćwiczonych zmian, prawidłowym ustawieniu kolejności biegnących i przestrzeganiu ustalonej taktyki. Historycy sportu – o tradycji, wielkich biegach i wielkich biegaczach na 400 m: Andrzeju Badeńskim, Janie Wernerze, Stanisławie Grędzińskim, Janie Balachowskim, którzy w latach 60. i 70. budowali z trenerami Gerardem Machem i Włodzimierzem Drużbiakiem polską szkołę biegów na jedno okrążenie. Szkołę, z której, mało kto pamięta, korzystała także Irena Szewińska. I do której metod twórczo nawiązuje obecny trener kadry Józef Lisowski.
Abstynent
Najważniejsi są jednak oni, ta niezwykła czwórka. Na pierwszej zmianie Karol Zalewski, rekord życiowy na stadionie 45,84; w hali 46,20, czas w niedzielnym biegu – 45,85 z bloków. Rocznik 1993, urodził się w Reszlu. Cecha szczególna: stuprocentowy abstynent.