Reklama

Złoto wykute na budowie. Rozmowa z Dawidem Tomalą

Chodziarz Dawid Tomala opowiada o drodze do olimpijskiego zwycięstwa, jednego z najbardziej nieoczekiwanych w historii polskiego sportu.

Aktualizacja: 08.08.2021 20:48 Publikacja: 08.08.2021 19:41

Złoto wykute na budowie. Rozmowa z Dawidem Tomalą

Foto: AFP, Javier Soriano Javier Soriano

Trzeci raz wystartował pan w chodzie na 50 km i od razu został mistrzem olimpijskim. To normalne?

Trzeba brać byka za rogi, szaleć i pić szampana. Wystartowałem na tym dystansie po raz trzeci w życiu, a po raz drugi go ukończyłem. Wydaje mi się, że to zadziałało na moją korzyść, bo rywale mnie zlekceważyli. Niektórzy tak naprawdę nawet mnie nie znali. Myśleli, że będzie tak samo jak z Chińczykiem, który ruszył jako pierwszy, ale peleton go szybko wchłonął. Szczerze mówiąc, to sam nie wiedziałem, czego mogę się po sobie spodziewać.

Jak się pan czuje z tym złotym medalem?

Spodziewałem się, że emocje będą większe, bo na razie mną nie targają. Czuję za to ból od stóp po barki. Trochę kuleję. Jeszcze nigdy tak nie miałem. Nie mogę uwierzyć, że zostałem mistrzem, wiedząc, z jak utytułowanymi rywalami stanąłem na starcie. Sport po raz kolejny pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jestem szczęśliwy, bo mam to, na co pracowałem przez całe życie.

Jaki miał pan cel przed startem?

Reklama
Reklama

Chciałem zająć miejsce w pierwszej dziesiątce, może ósemce. To już była wysoko zawieszona poprzeczka, bo ostatnią imprezą takiej rangi były dla mnie igrzyska w Londynie, gdzie doszedłem do mety 19. To była wielka nauka. Doświadczenie zaprocentowało.

Jak to się właściwie stało, że zdobył pan złoto?

Przygotowania były idealne. Miałem wręcz wrażenie, że podczas treningów wysokogórskich czuję się zbyt dobrze. To było nieoczekiwane. Po przyjeździe do Japonii największą przeszkodą była dla mnie zmiana czasu. Męczyło to, że nie powinienem spać w ciągu dnia, a wieczorami miałem problemy z zasypianiem. Udało mi się to jednak przełamać. Temperatura za to mi nie przeszkadzała. Wiem, że drugi i trzeci zawodnik mieli z nią spore problemy.

Wiedział pan, jak szybko idzie?

Koledzy mówili mi, że w pewnym momencie miałem tempo na rekord świata, ale nie wiem, ile w tym prawdy. Sytuacja była taka: idę, patrzę na zegarek i widzę: „Została ci godzina pracy". Nie widziałem swojego tętna, ale to chyba dobrze. Czasem człowiek, dostrzegając wysokie, odruchowo zwalnia. To kolejna mała rzecz, która złożyła się na ten krążek.

Bał się pan kryzysu na ostatnich kilometrach?

Reklama
Reklama

Nie, ale i tak przyszedł. Było bardzo trudno. Podczas dwóch ostatnich stacji z jedzeniem czułem, że organizm nie chce go już przyjmować. Byłem na krawędzi, zaczynało brakować energii. Ostatni kilometr szedłem siłą woli.

Jak wygląda logistyka przed takim startem?

Napoje z reguły przygotowujemy w dniu zawodów, rano. Już o 2.30 musieliśmy wstać, żeby godzinę później pojechać na start. Wszystko działo się zbyt szybko, żebym zdążył poczuć stres. Mieszkałem w pokoju z Arturem Brzozowskim i pierwszy raz zdarzyło się, żebyśmy przed samym startem musieli zadbać o picie i oprócz tego o opaski chłodzące na szyję, których rozmiar trzeba było dostosować. Nie mieliśmy czasu na szycie, pomogła taśma.

Kto je uszył?

Mama zrobiła je ze starego prześcieradła. Opaski i torby, w których odbierałem napoje, wymyślił tata. Sprawdziły się świetnie.

Co po złotym medalu powiedzieli panu rodzice?

Reklama
Reklama

„Dawid, co ty zrobiłeś? Daj pospać!". Odpowiedziałem, że nie ma spania. Bardzo się cieszyli, byli w szoku. Podobno bez przerwy odbierali telefony z całej Polski, a do domu zaczęli się schodzić ludzie z wioski.

To prawda, że był pan niedawno bliski zakończenia kariery?

Właściwie nawet ją zakończyłem, bo cztery lata temu przerwałem treningi na sześć miesięcy. Nie planowałem ich wznawiać. Bawiłem się, korzystałem z życia i pracowałem. Zdarzało się, że harowałem przez 12 godzin na dobę.

Jak?

Jako budowlaniec, nauczyciel wuefu, masażysta, trener przygotowania motorycznego... Robiłem naprawdę dużo rzeczy. To kosztowało, ale było też cennym doświadczeniem. Ta przerwa odświeżyła mi głowę.

Reklama
Reklama

Dlaczego pan wrócił?

Na pewno nie dla pieniędzy, bo tych w chodzie nie ma. Każdego namawiam na uprawianie sportu, ale jeśli chodzi o wybór konkurencji, można to zrobić lepiej niż ja. Mam niewielkie stypendium, a na spokojne przygotowania do igrzysk musiałem zapracować sobie sam.

Kiedy zaczął pan przygotowania do startu w Tokio?

Postanowiłem, że od 1 stycznia poświęcam się w 100 procentach sportowi. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Wiadomo, że kiedyś wyobrażałem sobie to wszystko inaczej, ale życie pisze swoje scenariusze. Ta sytuacja dała mi siłę. Wiedziałem, że zrobiłem wszystko, co się da.

Obejrzał pan kiedyś chód na 50 km w całości?

Reklama
Reklama

Raz, podczas mistrzostw świata w Dausze. Nie byłem sam, towarzyszyli mi koledzy z innych konkurencji, chociażby Paweł Fajdek. Wiadomo, że to moja konkurencja, więc śledziłem rywalizację, ale zaskoczyło mnie, jak inni też są zajarani.

Jest pan ostatnim mistrzem olimpijskim w dziejach tego dystansu. W Paryżu za trzy lata chodu na 50 km już nie będzie...

To coś magicznego, że jestem ostatnim mistrzem olimpijskim na 50 km. Szkoda tylko, że już się nie dowiem, czy wytrwam na szczycie. Skrócenie dystansu do 35 km traktuję jako kolejne wyzwanie.

Ten medal zmieni pana życie?

Myślę, że tak, ale na razie tylko tak myślę. Ludzie też mi to mówią. Ważne, że będę miał finansowy komfort, bo do tej pory musiałem walczyć o wszystko. Myślałem sobie nawet, że jeśli w Tokio nie wyjdzie, to już naprawdę będzie koniec. A okazało się, że to początek czegoś nowego.

Reklama
Reklama

Co pan czuł, kiedy stanął na najwyższym stopniu podium?

Poczułem, że wreszcie patrzę na wszystko z takiej perspektywy, o jakiej marzyłem, i nikt mi tego nie odbierze.

Lekkoatletyka
Polska w czołówce. 16 medali mistrzostw świata w paralekkoatletyce
Patronat Rzeczpospolitej
17. edycja Biegnij Warszawo rozpoczęła cykl Running Europe Tour 2025
Lekkoatletyka
Mistrzostwa świata w paralekkoatletyce. Drugi złoty medal Faustyny Kotłowskiej
Lekkoatletyka
Mistrzostwa świata w paralekkoatletyce. Debiut marzeń, Bartosz Sienkiewicz ze złotem
Lekkoatletyka
Mistrzostwa świata w paralekkoatletyce. Polskie asy dają radę
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama