22-letni Ukrainiec przyleciał do stolicy Francji rano 13 lipca, w dniu zawodów. Nie miał zamiaru uczestniczyć w paryskiej imprezie, chciał odpocząć, zregenerować się po uciążliwym locie z Moskwy. Jego celem był mityng Nikaia w Nicei, gdzie miała wystartować cała francuska czołówka.
Na lotnisku Roissy przywitał go Jean Poczobut, prawa ręka dyrektora mityngu Raymonda Lorre. Zaproponował start w Paryżu. Na zachętę zmęczonemu Bubce zaoferował ekstrapremię – 10 tys. dolarów. Ale nie za sam udział, nawet nie za pobicie własnego rekordu świata, który wówczas wynosił 5,94 m. Nagroda zostałaby wypłacona tylko wtedy, gdyby jako pierwszy człowiek na świecie skoczył 6 m.
Ta wysokość rozbudzała wyobraźnię tyczkarzy, może czasami bardziej niż mistrzostwo olimpijskie czy świata. Długo wydawała się nieprzekraczalną barierą, ale w latach 80. XX wieku nastąpił gwałtowny postęp w tej konkurencji. Rekordy były poprawiane nawet kilka razy w roku. Dwukrotnie najlepsze wyniki na świecie uzyskiwał Władysław Kozakiewicz – 5,72 m w Mediolanie w maju 1980 roku i 5,78 m podczas słynnego konkursu olimpijskiego w Moskwie.
W sierpniu 1982 roku Francuz Pierre Quinon po pobiciu w Kolonii rekordu świata (5,82) jako pierwszy zaatakował 6 m. Nie udało się, ale śmiałków było coraz więcej. – W XX wieku to będzie niemożliwe – mówił numer 1 radzieckiej reprezentacji, wicemistrz świata z Helsinek z 1983 roku Konstantin Wołkow. Oprócz radzieckiej dominowała szkoła francuska: Quinon, czterokrotny rekordzista świata i wielki rywal Kozakiewicza, a potem Bubki, Thierry Vigneron oraz Philippe Houvion. Francuzi mówili, że to jeden z nich pierwszy pokona 6 m.
Ekstrapremia
Przed mityngiem w Paryżu Bubka miał już wyrobioną pozycję. W 1983 roku na pierwszych mistrzostwach świata w Helsinkach po kilkugodzinnym konkursie wywalczył złoto, czterokrotnie bił rekord świata. Był pożądaną gwiazdą na każdym mityngu. Ten w Paryżu odbył się na maleńkim obiekcie Jean Bouin (Stade de France jeszcze nie istniał, nie było go nawet w planach), leżącym w 16. dzielnicy Paryża, nieopodal Parc des Princes i kortów Rolanda Garrosa. Zawody oglądało 4 tysiące widzów. Tyczka jak zwykle się przeciągała, zakończyła się już transmisja telewizyjna. Niektórzy widzowie zeszli nawet z trybun, by z bliska przyjrzeć się konkursowi.