Rz: Dlaczego pan biega? Przecież to takie nudne.
Janusz Drzewucki: Zaczęło się banalnie i to niedawno, bo trzy lata temu. Wróciłem z tygodniowego pobytu w czeskiej Pradze, a tam, wiadomo: golonka, piwo, knedliki, brambory. W Warszawie się okazało, że mam 10 kilogramów nadwagi. Stwierdziłem, że muszę coś z tym zrobić, ale nawet do głowy mi nie przyszło, by biegać. Do tamtego momentu bieganie było dla mnie czymś nieprawdopodobnie wręcz nudnym. I depresyjnym. Zacząłem chodzić na siłownię. Trener próbował wpuszczać mnie na ruchomą bieżnię, pokazał jak mam wymusić na sobie, bym zaczął na niej biec. Nie byłem w stanie. Kilka tygodni tylko po tej bieżni chodziłem. Myślałem, że gdy przyśpieszę tę maszynę, to najpierw umrę, a później zwymiotuję. Koszmarna blokada.