Ten wynik nie zostanie jednak uznany jako rekord świata, gdyż nie był to oficjalny bieg, tylko próba organizowana przez firmy Ineos (jej szef Jim Ratcliffe, najbogatszy Brytyjczyk, jest zapalonym biegaczem) oraz Nike. Pace makerzy zmieniali się co kilka kilometrów i dopiero na kilkaset metrów przed metą Kipchoge został sam.
Właściwie ani przez moment nie było wątpliwości, że próba zakończy się sukcesem, Kipchoge i jego pomocnicy ustawieni tak, by chronić go przed wiatrem i zmniejszać opór powietrza (w odwróconą literę V) na całym dystansie trzymali się założonego planu, przed nimi jechał samochód pokazujący aktualny czas, a obok na rowerach trenerzy nadzorujący tempo.
Metę Kenijczyk osiągnął zupełnie niezmęczony, przebiegł jeszcze kilkaset metrów z flagą swego kraju, natychmiast udzielał wywiadów. Można było odnieść wrażenie, że jest w stanie pobiec jeszcze szybciej.
Komentatorzy transmisji sponsorowanej przez Nike i Ineos porównywali jego osiągnięcie do Rogera Bannistera, który jako pierwszy przebiegł milę poniżej 4 minut, Edmunda Hillary'ego, pierwszego zdobywcy Everestu i Neila Armstronga, pierwszego człowieka na Księżycu.
Była to druga próba bicia przez Kipchoge maratońskiego rekordu w ten sposób. Pierwsza przeprowadzona na torze samochodowym Monza dwa lata temu zakończyła się niepowodzeniem. Różnica między tymi biegami była taka, że we Włoszech Kipchoge biegł praktycznie bez widzów, a w wiedeński poranek na Praterze na trasie dopingowało go wielu kibiców.