Za wyścigiem w laboratoriach musi nadążać prawo, stąd potrzeba dokonania zmian w kodeksie antydopingowym. Poprzednia wersja jest z 2015 roku, a w tym świecie cztery lata to prawdziwa wieczność.
W tym czasie wyszło na jaw wiele głośnych spraw, z tą najbardziej bulwersującą, czyli zorganizowanym przez Rosję państwowym dopingiem. Dlatego WADA rutynowo co sześć lat dokonuje przeglądu prawa, a pojawiają się nawet propozycje, żeby aktualizować przepisy na bieżąco, między kongresami (na razie jednak nie ma takich ustaleń). Nowa wersja kodeksu wejdzie w życie w 2021 roku.
Co się zmieni? – Wprowadzone zostaną znowelizowane standardy dotyczące kontroli antydopingowych i śledztw oraz wyłączeń dla celów terapeutycznych. Przedstawiane są też zupełnie nowe regulacje dotyczące standardu edukacyjnego i postępowań dyscyplinarnych. Edukacja to sfera, która wymaga większego zaangażowania WADA i środowiska sportowego. Ostatnie działania ukierunkowane są na wzmocnienie edukacji dla trenerów, zawodników, kształcenia kontrolerów antydopingowych. Pracujemy też nad polską wersją e-learningu. Trzeba jednak działać nie tylko w sporcie elitarnym, ale też koncentrować się na dzieciach i młodzieży – mówi „Rz" dr Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA).
Władze WADA chcą też zracjonalizować działania i karać tam, gdzie rzeczywiście wina jest poważna. – Złagodzona zostanie kara za stosowanie marihuany, do sześciu miesięcy. Zdarza się, że zawodnicy palą przed samymi zawodami, a wykrywa się to w trakcie rywalizacji. To samo będzie dotyczyło kokainy, chociaż tutaj sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Było kilka głośnych spraw, choćby piłkarza Paolo Guerrero (Peruwiańczyk przyłapany na stosowaniu kokainy – przyp. red.). W jego sprawę zaangażowano ogromne środki. Czy rzeczywiście świat antydopingowy powinien się zajmować takimi przypadkami? – pyta dr Rynkowski.
Na swoje problemy zwracali uwagę przedstawiciele biedniejszych krajów. Reprezentant Barbadosu przypomniał, że jego agencja nie ma nawet pełnoetatowych pracowników. Delegat ze Sri Lanki pytał, czy rzeczywiście za badanie próbki B muszą płacić zawodnicy, bo nie wszystkich na to stać. Przedstawiciel Indii dodał, że wiele przypadków dopingu w jego kraju wynika z niewiedzy, a nie złej woli. Jego zdaniem nie wszędzie można zastosować standardy europejskie.