Korespondencja z Londynu
Zanim biliśmy brawo polskim młociarkom, trzeba było przeżyć te trochę nieoczekiwane emocje: konkurs wcale nie był spacerkiem dla mistrzyni. Początek na hamulcach, nawet chwila niepokoju w środku rywalizacji. Dopiero po wszystkim dowiedzieliśmy się o kontuzji palca prawej dłoni. Gdy jednak mistrzyni ze znieczulonym palcem rzuciła ponad 77 metrów, wiadomo było, że i tak ucieknie reszcie świata. Wicemistrzynią została Chinka Zheng Wang, zobaczyliśmy też pierwszy medal wielkiej imprezy dla Malwiny Kopron, która brąz zapewniła sobie w pierwszej próbie.
Początek przebiegł wedle nowej londyńskiej mody: dwunastka silnych pań stanęła w kręgu wewnątrz rzutni. Gdy utworzyły krąg, siedmiu hejnalistów z gwardii królewskiej (w czerwonych surdutach i „bearskins" – futrzanych czapach niezwykłej wysokości) dało sygnał. Panie przedstawiły się w kolejności rzutów, wybiegając zgrabnie z klatki. Można było zaczynać.
Nikt nie spodziewał się przesadnej rywalizacji o pierwsze miejsce, ale o kolejne – owszem. – Rekord świata, rekod świata, A-ni-ta! – ryknął po trzykroć jakiś tubalny polski głos z trybun. Pani Anita rzucała jako trzecia, trzeba było sześciu minut od startu konkursu, by zaczęła. Weszła do koła, zakręciła się wedle kanonów dyscypliny, ale jakby sennie – młot wylądował dość blisko, jak na znane możliwości rekordzistki – 70,45 m.
Joanna Fidorow spaliła, Malwina Kopron – 74,76, więc na tablicy wyników jednak pojawiła się polska liderka. Druga seria – Włodarczyk bardziej energiczna w kole, młot wylądował już koło 77 metra, ale czerwona flaga w ręku sędziego idzie w górę. Stopa na krawędzi koła. Zrobiło się trochę nerwowo, tym bardzej, że Chinka Zheng Wang przerzuca Kopron – 75,94, ale za to Fiodorow awansuje na trzecie miesjce.