Rzeczpospolita: Ponad rok trudnej walki w eliminacjach i na koniec sukces. Dotarło już do pana, jak wiele ten awans znaczy dla polskiej koszykówki?
Mike Taylor: Od początku stawialiśmy sobie ambitne cele, chcieliśmy dać pozytywny impuls polskiej koszykówce. Myślę, że po kilku latach się to udało. Ten zespół już na zawsze zostanie zapamiętany jako ten, który awansował do mistrzostw świata po raz drugi w historii Polski, po 52 latach przerwy. Jestem dumny, że kibice mówią o Łukaszu Koszarku, Adamie Waczyńskim, Mateuszu Ponitce i reszcie chłopaków. Dla mnie zawsze najważniejszy był zespół. Odczuwam dumę, że jestem częścią tej historii.
To były bardzo długie kwalifikacje, które można podzielić na dwie części. Nie chodzi tylko o to, że były dwa etapy, ale że widzieliśmy kompletnie różne oblicza polskiej drużyny. Zgodzi się pan?
Polska mentalność to naprawdę rollercoaster. Zawsze przeceniacie pojedyncze rezultaty. Walka o awans trwała niemal dwa lata, cieszę się, że zbudowaliśmy zespół, który potrafił utrzymać odpowiedni poziom, poradziliśmy sobie z trudnymi momentami. W pierwszej części nie graliśmy najlepiej, kibice się martwili, ale to nic dziwnego, że po rozczarowaniu na EuroBaskecie 2017 chwilę zajęło, zanim wróciliśmy do równowagi. Kiedy już się to udało, wkroczyliśmy na dobrą ścieżkę. Ci chłopcy oddają swoje serca dla polskiej koszykówki, a to jest najważniejsze.
Jaki był kluczowy moment tych eliminacji?