Chcę zostać mistrzem NBA

To, że jestem w dwunastce na play-off, to i tak duży zaszczyt dla kompletnego żółtodzioba - mówi Marcin Gortat, polski koszykarz Orlando Magic

Aktualizacja: 05.05.2008 15:38 Publikacja: 05.05.2008 01:04

Chcę zostać mistrzem NBA

Foto: afp/getty images

Rz: W sezonie zasadniczym wystąpił pan w zaledwie sześciu spotkaniach i były to tylko epizody. Czy był pan zaskoczony, że w pierwszej rundzie play-off z Toronto Raptors trener Stan van Gundy wpuścił pana na parkiet aż w czterech z pięciu rozegranych meczów?

Marcin Gortat:

Oczywiście. Byłem do tego przygotowany, trenowałem ciężko, ale zupełnie się nie spodziewałem, że zagram. Niektórzy ze sztabu Magic przekonywali mnie, że będę występował w meczach play-off, by pomagać w kryciu Chrisa Bosha, ale nie liczyłem, że przebiję się na dłużej. Bardzo się z tego cieszę, rola zmiennika Dwighta Howarda to duże wyróżnienie. Mam nadzieję, że tak już zostanie do końca sezonu.

Czego trener oczekiwał od pana w meczach z Raptors?

Tego, czego można oczekiwać od debiutanta, który dopiero zdobywa doświadczenie – twardej gry w obronie, walki na tablicach, biegania do szybkiego ataku i wykorzystywania każdej szansy pod koszem. W ofensywie głównie pomagałem swoim kolegom. Starałem się, aby po moim zejściu z parkietu drużyna miała przynajmniej odrobinę wyższą przewagę niż w momencie, gdy się na nim pojawiłem. Myślę, że radziłem sobie całkiem nieźle i nie zawiodłem trenera.

W ataku trener głównie wymagał od pana zbiórek i stawiania skutecznych zasłon?

Tak. Oczekiwał ode mnie tych wszystkich drobnych rzeczy, których nie wymaga się od gwiazd, czyli właśnie stawiania dla nich zasłon, pomagania w wypracowaniu lepszych pozycji do oddania rzutu. Kazał mi również biegać, biegać i raz jeszcze biegać, aby zmęczyć rywali, pozbawić ich energii. Mówił także: „Jeżeli już musisz kogoś sfaulować, to fauluj mocno!”

Jest pan z siebie zadowolony?

Biorąc pod uwagę, że w sezonie zasadniczym praktycznie nie wstawałem z ławki rezerwowych i nie odgrywałem żadnej roli w zespole, to chyba nie mogę narzekać? Nawet tych kilka minut w play-off ma dla mnie duże znaczenie.

Magic awansowali do drugiej rundy pierwszy raz od 1996 roku. Jak ten sukces został przyjęty w klubie?

Bardzo pozytywnie. Ja strasznie się cieszę, że jestem częścią drużyny, która może kiedyś przejść do historii, no i oczywiście, że gram u boku najlepszego centra w NBA. Obserwowanie go z bliska, wchodzenie na zmiany to zupełnie co innego niż siedzenie na ławce w garniturze… Wierzę, że to play-off szybko się dla nas nie skończy. Możemy zajść daleko.

Wierzy pan w to, że będzie grał także w kolejnej serii z Detroit Pistons, którzy mają w składzie klasowych wysokich zawodników, takich jak Rasheed Wallach oraz Antonio McDyess?

Mam taką nadzieję. Jeżeli jednak trener zadecyduje inaczej i postawi teraz na Adonala Foyle’a, to nie będę z tego powodu rozpaczał. Wszystko sprowadza się do ustalenia odpowiedniej strategii. Czasem zagrasz tylko przez minutę, a innym razem będziesz wychodził na parkiet we wszystkich meczach. Trener van Gundy powiedział kiedyś: „Musicie walczyć o każdą pozycję w zespole, zwiększać arsenał swoich możliwości, otwierać nowe szanse”. Mówił także, że będą takie spotkania, w których mogę zagrać dłużej, oraz takie, gdy nie wystąpię wcale. Wiele zależy od składu przeciwnika. Sam fakt, że jestem w dwunastce na play-off, to i tak duży zaszczyt dla kompletnego żółtodzioba.

Koszykarze z NBA zawsze powtarzają, że play-off i sezon zasadniczy to dwa różne światy. Czy też odniósł pan takie wrażenie?

Atmosfera jest rzeczywiście niesamowita, zupełnie inna niż w rozgrywkach zasadniczych. Zawodnicy grają bardziej agresywnie, walczą o każdą piłkę, a kibice robią dużo większy hałas na trybunach. Każdy z nas jest bardziej zmobilizowany i zdeterminowany. Na mecz szykuje się jak na wojnę.

Czy śledził pan serię Pistons – Sixers?

Oglądałem mecz numer sześć i liczyłem, że Philadelphia 76-ers wygra, doprowadzając do siódmego, decydującego spotkania.

Tak się jednak nie stało i teraz musimy się przygotować do rywalizacji z Pistons.

Na pewno ten rywal postawi nam trudniejsze warunki niż Toronto Raptors.

Który zespół zaimponował panu do tej pory najbardziej?

San Antonio. Oni grają wspaniałą koszykówkę.

Na razie są najlepsi, chociaż podobają mi się także Los Angeles Lakers, zwłaszcza od momentu, gdy pozyskali Pau Gasola. Naprawdę bardzo się cieszę, że Spurs oraz Lakers nie grają w naszej konferencji…

Czy Magic są gotowi do wygrania Konferencji Wschodniej już w tym roku?

Zdecydowanie tak! Nie ustępowaliśmy do tej pory żadnej z czołowych drużyn na Wschodzie. Pokonaliśmy Boston Celtics, wygraliśmy z Detroit Pistons, i to nawet w ich hali, więc dlaczego nie? Taki jest nasz cel. Chcemy najpierw awansować do finału konferencji, następnie do finału NBA, a wreszcie – wywalczyć tytuł mistrzowski. Każdy z nas w to wierzy.

Koszykówka
Eurobaskiet 2025. Mural w Katowicach czeka na medal
Koszykówka
Kiedy do gry wróci Jeremy Sochan? „Jestem coraz silniejszy”
Koszykówka
Prezes Polskiego Związku Koszykówki: Nie planuję rewolucji
Koszykówka
Wybory w USA. Czy LeBron James wie, że republikanie też kupują buty?
Koszykówka
Radosław Piesiewicz ma następcę. Zmiana władzy na czele PZKosz