Tabela mówi prawdę. W półfinale znalazły się zespoły z czterech czołowych miejsc po sezonie zasadniczym. Najszybciej i najłatwiej wywalczyły awans lider i wicelider. Asseco Prokom rozgromił w Słupsku Energę Czarnych 111:65. Najlepszym zawodnikiem mistrzów Polski był tym razem Daniel Ewing – 27 punktów, a Przemysław Zamojski w 22 minuty zdobył 22 punkty dla Asseco (2/3 za dwa, 5/6 za trzy, 3/3 z wolnych).
To było najlepsze spotkanie w sezonie młodego koszykarza, któremu ciężka kontuzja uniemożliwiła występ w reprezentacji Polski na ubiegłorocznych mistrzostwach Europy. „Cieszę się, że systematycznie odzyskuję dyspozycję sprzed kontuzji. Moja forma rośnie z meczu na mecz i piłka po moich rzutach chce już wpadać do kosza” – mówi Zamojski po meczu w Słupsku. W tamtym spotkaniu jego zespół trafił aż 15 z 27 rzutów za trzy punkty. Podobny popis dali koszykarze Anwilu w stolicy. Rzucali z dystansu 25 razy, trafili 14 takich prób, roznieśli Polonię Azbud 103:54. To najwyższe zwycięstwo w tegorocznych rozgrywkach. Zdziesiątkowani kontuzjami gospodarze (brak Kamila Łączyńskiego, Josha Alexandra, Mariusza Bacika) nie byli w stanie walczyć z wyrównanym zespołem rywali. Zwłaszcza że już w drugiej kwarcie kontuzji doznał kolejny podstawowy zawodnik Polonii Brandun Hughes.
W pozostałych parach I rundy do wyłonienia półfinalistów trzeba było czterech spotkań. Polpharma Starogard Gdański, dzięki lepszej skuteczności i wygranej walce o zbiórki, potrafiła dwukrotnie wygrać w Koszalinie i pierwszy raz w historii klubu zagra w półfinale. Do największej sensacji tego sezonu doszło w Zgorzelcu, gdzie broniący wicemistrzowskiego tytułu PGE Turów przegrał z beniaminkiem Treflem czwarte spotkanie i pożegnał się z rozgrywkami. Klub, który w poprzednich trzech sezonach grał w finale, dysponuje drugim budżetem w lidze (8 mln złotych) i miał ambicje przerwania mistrzowskiej serii Prokomu, skończył sezon zaledwie na piątym miejscu.
„Nie było stabilizacji w naszej grze. Ciężko o nią, jeśli w jednym sezonie mamy trzech trenerów i 20 zawodników” - określił przyczyny niepowodzenia skrzydłowy Turowa Konrad Wysocki.
Trener Andrej Urlep stracił wiele ze swojego mitu cudotwórcy. Jego zatrudnienie, po zwolnieniu Saszy Obradovicia, nie uratowało targanego wewnętrznymi konfliktami zespołu. Tak jak nie pomogło drużynie rozwiązanie kontraktu z Robertem Witką za szczere wypowiedzi w prasie. Urlep nie znalazł reżysera gry, nie nauczył drużyny waleczności, z której dotychczas słynęły wszystkie prowadzone przez niego zespoły. Znamienne, że próbując różnych sposobów ratunku w ostatnim meczu z Treflem, w ogóle nie wpuścił na parkiet kapitana drużyny Adama Wójcika.