W finałach zmierzą się młodość i doświadczenie, najlepsza drużyna sezonu zasadniczego z faworytem całych rozgrywek oraz najlepszy zawodnik sezonu z człowiekiem już dziś przez niektórych nazywanym najlepszym koszykarzem w historii. I choć w tej ostatniej sprawie zdania są podzielone – dla większości bowiem nie można po prostu zdetronizować Michaela Jordana – to finały 2015 zapowiadają się wyjątkowo emocjonująco.
Golden State Warriors w sezonie zasadniczym zdemolowali konkurentów. Z 82 spotkań przegrali zaledwie 15. Przez niemal 70 lat istnienia drużyny nie udało im się osiągnąć choćby zbliżonego wyniku – nawet gdy równo 40 lat temu zdobywali swój ostatni z trzech mistrzowskich tytułów.
Od tamtej pory drużyna z Kalifornii w finałach NBA już się nie pojawiła. Choć przez jej szeregi przewinęły się w tym czasie gwiazdy największego formatu – z graczami amerykańskich Dream Teamów i stałymi bywalcami meczów gwiazd na czele.
Król i jego dwór
Historia Cleveland Cavaliers mogłaby wyglądać bardzo podobnie. Mogłaby, gdyby w 2003 roku drużyna ze stanu Ohio nie wybrała z pierwszym numerem draftu 18-letniego LeBrona Jamesa. Już wtedy okrzyknięto go drugim Michaelem Jordanem, nadając mu przydomek King James. Porównanie może niezbyt trafne, bo rozpędzony mierzący 203 cm wzrostu i ważący 110 kg James bardziej przypomina zaskakująco i nienaturalnie zwrotny czołg niż znanego z finezyjnej gry Jordana. Tyle że LeBron potrafi wszystko – rzuca za trzy, zdobywa punkty spod kosza, z dystansu, zbiera i co najważniejsze świetnie podaje. Z Jamesem w składzie Cleveland osiągnęło największy sukces w historii – w 2007 r. awansując do finałów, w których jednak poległo w starciu z San Antonio Spurs.
W poszukiwaniu mistrzowskiego tytułu James przeniósł się na Florydę. Przez cztery sezony z rzędu jego Miami Heat regularnie meldowało się w finałach NBA – za każdym razem w roli faworyta. Dwa tytuły ambicjom Jamesa nie wystarczyły i urodzony pod Cleveland koszykarz jesienią zeszłego roku powrócił w rodzinne strony. Wystarczyła zmiana barw, by na początku sezonu drużynę Cavaliers okrzyknięto tegorocznym pretendentem numer jeden.