Jak zareagowaliście, kiedy na trybunach było 11 tys. widzów i głośny doping? Koszykarze w Polsce nieczęsto grają przy takich trybunach.
Cieszę się, że pojawił się zorganizowany doping. Była grupa kibiców, która nas niosła i narzucała rytm. Przy takiej publiczności gra się świetnie. Cieszę się, że za tym poszło zwycięstwo, bo to może nakłoni innych do kupienia biletów i Spodek będzie wyprzedany nie tylko na starciach ze Słowenią i Izraelem, ale na wszystkich pięciu spotkaniach.
Rzuciliście 105 punktów. Skąd taka dobra gra w ataku?
Zaczęliśmy dobrze i potem ta fala nas poniosła. Mamy wspaniałych liderów, którzy ciągną kadrę od lat, a teraz jeszcze doszedł Jordan Loyd, który jest znakomitym graczem. Nie zapominajmy jednak, że punkty dołożyli też np. Przemek Żołnierewicz, Andrzej Pluta. Tego potrzebujemy, wszyscy muszą pomagać w ataku.
Gdyby ktoś przed meczem powiedział, że Słowenia rzuci 95 punktów, to spodziewałby się pan mimo wszystko zwycięstwa?
Głęboko bym się nad tym zastanowił, czy się uda wygrać taki mecz. Trzeba wierzyć w siebie, to podstawa sukcesu.
W jednej akcji wybronił pan nawet wejście pod kosz Luki Doncicia. To nie pan miał go kryć, ale trzeba było tak zareagować?
Na boisku zdarzają się różne sytuacje. Nie ma czasu na myślenie, że to jest wielki Luka Doncić. Grasz przeciwko zawodnikowi, znasz jego mocne i słabe strony, bo skauting jest dzisiaj bardzo mocno rozbudowany. Starałem się zrobić to, co nam mówili trenerzy, czyli dać mu szansę na pójście w lewą stronę, a potem się okaże, jak się skończy. On właśnie tak zrobił. Nie zareagowałem na jego próbę rzutu, ustałem, a on w końcu podał piłkę. Nie jest tak, że w trakcie meczu żyjemy jedną sytuacją. Musimy być gotowi na około 140 akcji, bo mniej więcej po 70 posiadań piłki ma każda drużyna. Właśnie tak podeszliśmy do starcia ze Słowenią.
Od razu zaczynacie myśleć o sobotnim starciu z Izraelem?
Kiedy wychodzisz z szatni, to głowa już musi być czysta. Rozpoczęcie turnieju na takim poziomie było wyzwaniem, ale przed nami jeszcze długa droga.