Pula nagród to nie tylko puchar, ale także ok. 18 mln dolarów. - Pomysł od piętnastu lat przewijał się w kuluarach. Dla tak globalnej ligi, jak nasza, to świetne rozwiązanie - twierdzi komisarz Adam Silver.
Po raz pierwszy kluby NBA powalczą o trofeum w trakcie sezonu zasadniczego. Zespoły będą podzielone na sześć grup po pięć drużyn. Każdy zagra z każdym po jednym spotkaniu w listopadowe wtorki oraz piątki. Starcia turniejowe mają być odpowiednio "oznaczone" - poprzez specjalne stroje czy wystrój parkiet. Zwycięzcy grup awansują do ćwierćfinałów, które uzupełnią dwa najlepsze zespoły z drugich miejsc. Półfinały oraz finał - jedyne spotkanie, które nie będzie się wliczać do statystyk sezonu zasadniczego - zaplanowano na 7 i 9 grudnia w Las Vegas. To kolejny ukłon NBA w stronę miasta, które za kilka lat może mieć swój klub w lidze.
Sam turniej to jeszcze jedna próba władz ligi, aby zwiększyć znaczenie sezonu zasadniczego. Trwający 82 spotkania maraton często nijak ma się do fazy play-off, kiedy drużyny biją się już na całego o najwyższą stawkę.
W ostatnich latach problemem stało się odpuszczanie pojedynczych meczów rundy zasadniczej przez gwiazdy. Częściowym rozwiązaniem kłopotu okazał się turniej play-in, który zapewnił większą rywalizację o ostatnie miejsca premiowane awansem do play-off. Władze ligi mają nadzieję, że nowy turniej zadziała podobnie. Stawką jest wątpliwy prestiż oraz kilkaset tysięcy dolarów dla każdego gracza zwycięskiej drużyny. - Zdajemy sobie sprawę, że nie każdemu od razu spodoba się ten pomysł. Potrzeba czasu - mówi wiceprezes ligi Joe Dumars.