Sochan został wybrany przez San Antonio Spurs z numerem dziewiątym w drafcie do NBA, więc to zrozumiałe, że wiązano z nim spore nadzieje. Swoje możliwości pokazał, grając w akademickiej lidze NCAA, a wszyscy komentatorzy byli zgodni, że ma niesamowite możliwości przede wszystkim w obronie.
Przy 205 centymetrach wzrostu jest wystarczająco szybki, żeby kryć dużo niższych i ruchliwych rywali, a jednocześnie może toczyć pojedynki z potężnymi atletami.
Czytaj więcej
Początek reprezentanta Polski Jeremy'ego Sochana w NBA jest więcej niż obiecujący. Najważniejsze,...
Nic dziwnego, że trener Gregg Popovich wysyła go do walki przeciwko najtrudniejszym rywalom. Polak rywalizował już z potężnym Karlem-Anthonym Townsem, blokował Rudy’ego Goberta, powstrzymywał Lauriego Markkanena i pakował piłkę do kosza nad Domantasem Sabonisem (jeden z najefektowniejszych wsadów ubiegłego roku).
Sochan utrudniał też życie na boisku Damianowi Lillardowi, Luce Donciciowi i Stephenowi Curry’emu. Przeciwko temu ostatniemu walczył nie tylko w obronie, ale też pod atakowanym koszem, bo Popovich z konieczności wystawił 19-latka na pozycji rozgrywającego. Dzięki takim doświadczeniom Sochan nabiera pewności siebie. Chyba to miał na myśli Popovich, mówiąc na początku sezonu o „wrzucaniu młodych zawodników w sam środek pożaru” w trakcie tego sezonu.