Kibice chcieli tytuł świętować dziś i koszykarze Andreja Urlepa mocno wzięli to sobie do serca. Od początku ruszyli z impetem na legionistów, trafiając z dystansu i spod kosza. Nie przeszkadzało nawet to, że pudłował lider Travis Trice, bo zdobywanie punktów wzięli na siebie Aleksander Dziewa i Kodi Justice. Kibice w wypełnionej po brzegi Hali Stulecia zaczęli skandować "Cała Polska w cieniu Śląska", jak w latach 90., ale jeszcze nei byli pewni jak to się skończy, więc okrzyk po chwili ucichł.
Przez pewien czas wydawało się, że świętowanie jest zagrożone, bo w drugiej kwarcie Legia rzutami z dystansu odrobiła straty, a nawet wyszła na prowadzenie. Po przerwie wszystko wróciło na swoje tory. Koszykarze Śląska szybko odrobili straty, a potem wyszli na prowadzenie. W czwartej kwarcie odebrali rywalom resztki nadziei rzutami z dystansu. Dwa razy trafił Kerem Kanter, poprawił Kodi Justice i gospodarze zyskali kilkanaście punktów przewagi. Legia się szarpała, próbowała walczyć, ale nie była w stanie dopowiedzieć, bo jej liderzy nie trafiali rzutów. Bez formy był Robert Johnson, pudłował Łukasz Koszarek, a sam Adam Kemp to było za mało w ataku.
Już kilka minut prze końcową syreną stało się jasne, że nikt nie odbierze Śląskowi 18. mistrzostwa Polski. Kibice z całą mocą zaczęli skandować hasła o dominacji Śląska, a rozluźnieni koszykarze trafiali kolejne rzuty. Andrej Urlep gestykulował przy linii, ale już był rozluźniony. Wrócił do Wrocławia po długiej przerwie i znów mógł poczuć atmosferę wielkiego święta.
Na taki wieczór kibice czekali od kilkunastu lat i widać było, jak bardzo są spragnieni sukcesów. Koszykówka zawsze była tutaj popularna, w latach 90. nie brakowało medali, ale potem przyszły chude lata, klub wycofywał się z rozgrywek, grał w 2. lidze. Wreszcie wrócił do elity, a teraz zasiadł na tronie. Najlepszym zawodnikiem (MVP) finałów został wybrany Travis Trice. Amerykanin to największa gwiazda naszej ligi i na jego grę patrzy się z wielką przyjemnością. Potrafił poderwać kolegów w trudnych momentach i zdobyć punkty niemal z każdej pozycji. To jego rzut za trzy punkty w czwartym spotkaniu dał Śląskowi i zwycięstwo i sprawił, że w piątkowy wieczór we Wrocławiu można było świętować.
Legia w finale walczyła, dawała z siebie wszystko, ale nie mogła sobie poradzić bez kluczowych graczy. Najpierw brakowało Kempa (kontuzja oczodołu), potem kostkę złamał Grzegorz Kulka, a w ostatnim spotkaniu nie zagrał Jure Skifić. Finał wymknął się z rąk już wcześniej, gdy Legia przegrała dwa spotkania w Warszawie.