Po bardzo udanej końcówce ubiegłego sezonu mogliśmy mieć nadzieję, że reprezentant Polski będzie odgrywać w zespole Magic coraz większą rolę. Niestety, stało się zupełnie inaczej. Gortat stracił status pierwszego zmiennika dla supergwiazdora NBA Dwighta Howarda na pozycji centra na rzecz 32-letniego weterana Tony’ego Battie. Już przed sezonem trener Stan Van Gundy zapowiadał, że Polak będzie drugim zmiennikiem.
Niby nie powinno to dziwić, bo Battie nie grał przez cały ubiegły sezon z powodu kontuzji, a wcześniej był uważany za bardzo solidnego gracza podkoszowego, ale nasz koszykarz nie ukrywa dużego rozczarowania. Jego ambicje są bez porównania większe niż tylko dopingowanie kolegów z ławki, co ostatnio czyni regularnie. - Nie jestem zadowolony z tego, co się dzieje, a nawet troszkę zdziwiony z sytuacji, która ma miejsce od początku sezonu. Nie ma się co okłamywać, liczyłem na to, że będę grał – powiedział nam w poniedziałek Gortat. - Co prawda, jestem bliższy grania niż opuszczenia zespołu, ale marna to pociecha. Wszyscy powtarzają, że sezon jest długi i muszę być gotowy na każdą sytuację. Kiedy zdarzą się kontuzje, trener będzie chciał spróbować innej rotacji zawodników, wówczas powinienem dostać szansę.
Polakowi ciężko będzie jednak wygrać rywalizację z Battiem, który nie tylko dobrze gra (5.5 pkt, 4.3 zb, 60 procent skuteczności z gry), ale przede wszystkim jest weteranem. A właśnie takiego dublera – zdaniem trenera – potrzebuje młody i przebojowy Howard. - Taka jest polityka w NBA, że weteranów traktuje się na innych zasadach. Niestety muszę się z tym liczyć i pracować jeszcze dwa razy więcej niż do tej pory. Innej drogi nie ma – mówi Gortat, a po chwili dodaje: - Nie uważam siebie za gorszego zawodnika niż Battie. To, że gra on, a nie ja jest kwestią zupełnie ode mnie niezależną. To są rzeczy, których nie mogę kontrolować. Na pewno będę starał się przekonać do siebie trenerów.
Gortat w ubiegłym sezonie zagrał w sześciu meczach sezonu zasadniczego (średnie 3.0 pkt i 2.7 zb.) oraz aż w ośmiu play-offs (1.3 pkt, 1 zb), gdzie Magic dotarli do półfinału Konferencji Wschodniej, odpadając w rywalizacji z Detroit Pistons. W obecnych rozgrywkach Polak dostał szansę gry w sześciu spotkaniach, ale do tej pory nie zdobył jeszcze ani jednego punktu. Inna sprawa, że Stan van Gundy wpuszczał go na parkiet średnio tylko na 3.3 minuty. Ostatnio Gortat specjalizował się w blokach (średnia aż 1.3!). – Rzeczywiście, bloki stają się moją specjalnością. Sporo pracowałem nad tym elementem gry w przerwie letniej i teraz to procentuje – przyznaje Polak. Partnerzy z zespołu, a zwłaszcza Dwight Howard twierdzą otwarcie, że Gortat pracuje najwięcej spośród wszystkich koszykarzy Magic – pojawia się na treningach i w siłowni jako pierwszy, a wychodzi ostatni. – Przybrałem na wadzę dziesięć kilogramów i to są to praktycznie same mięśnie – mówi 24-letni center. Utrzymywanie ciała w wysokiej formie pozwoliło mu szybo wyleczyć uraz, którego nabawił się niespełna dwa tygodnie temu, w epizodycznym występie z Minnesota Timberwolves.
- Nie można powiedzieć, że zacząłem grać regularnie. Po prostu zdarzyła się sytuacja w trakcie meczu, że musiałem zmienić partnera z zespołu i wejść na parkiet. Niestety, pech sprawił, że skręciłem lewą kostkę. Chciałem zablokować Kevina Lowe’a, gdy ten wchodził po koźle na kosz i niefortunnie spadłem na jego stopę. Skręcenie było dość poważne, ale po intensywnej rehabilitacji i dzięki temu, że regularnie pracuję na siłowni – wróciłem do treningów już po pięciu dniach. To chyba największy pozytyw z tych pierwszych kilku tygodni obecnego sezonu – przyznaje gorzko polski koszykarz.