Dziś nad ranem Magic grali z San Antonio Spurs. Tak kończył się najbardziej szalony i najlepszy tydzień w karierze 23-letniego Polaka. Znakomita zmiana w spotkaniu z Phoenix Suns, potem dwa udane występy w pierwszej piątce. W meczu Orlando – Golden State Polak zdobył 16 punktów, miał 13 zbiórek.
– Najlepszy mecz? W NBA zdecydowanie tak. Podniosłem swoje notowania u wielu trenerów i działaczy – mówi Gortat, ale jest daleki od zachwytu: – Zadowolony do końca nie będę, dopóki nie zostanę mistrzem NBA. To jest mój cel numer jeden.
Jeszcze tydzień temu trener Stan van Gundy w ogóle nie wpuszczał go na parkiet. Gortat był 12. zawodnikiem w zespole, takim z samego końca ławki rezerwowych. Kilka ostatnich dni wszystko odmieniło. – Trener, który pracuje ze mną na co dzień, powiedział: “Kto wie, czy tym jednym meczem nie wywalczyłeś sobie nowego kontraktu”. Oczywiście staram się to wszystko odbierać z pewnym dystansem. Przed nami jeszcze 60 spotkań.
W przeliczeniu liczby bloków na minuty gry Gortat nie ma sobie równych w całej NBA. – Wspólne treningi z Dwightem Howardem bardzo pomogły. Oprócz tego dojrzałem do mądrej gry: wiem, kiedy trzeba blokować, a kiedy złapać zawodnika na faul w ataku. Zrobiłem pod tym względem duże postępy i trenerzy to dostrzegają – uważa jedyny polski koszykarz w NBA.
Jak Gortat widzi swoją najbliższą przyszłość w tej lidze? Przede wszystkim wierzy, że będzie w niej nadal grał, że nie zostanie zmuszony do powrotu do Europy. Jeszcze tydzień temu obawiał się, że to najbardziej prawdopodobne rozwiązanie. – NBA zawsze była moim marzeniem – mówi. – Dążyłem do tego przez ostatnie cztery lata i teraz nie zamierzam wypuścić szansy z rąk. Pracuję codziennie na to, by mi się nie wymknęła.