Wczoraj Gortat grał ponad 18 minut, zdobył siedem punktów (3/4 za dwa, 1/2 z wolnych), miał osiem zbiórek (dwie w ataku) i trzy razy faulował. Po raz pierwszy wyszedł na parkiet na blisko cztery minuty, na przełomie pierwszej i drugiej kwarty, zmieniając Dwighta Howarda, ale ten okres nie był dla niego udany: oddał jeden niecelny rzut i popełnił faul, a prowadzenie Magic zmalało z 25:10 do 28:20.

Ponownie Polak wszedł do gry na 2.35 min przed końcem trzeciej kwarty (było 81:63) i zagrał już do końca meczu. Po tym spotkaniu poprawił swoje średnie z sezonu do 3,25 pkt i 3,5 zbiórek. Bohaterem drużyny Orlando znów był Jameer Nelson, który został wybrany graczem minionego tygodnia w NBA. Niewielki wzrostem rozgrywający przeciwko Golden State był stuprocentowo skiuteczny (5/5 za dwa, 4/4 za trzy - rekord Amway Arena w ilości kolejnych celnych rzutów z gry), zdobył 22 punkty i miał 7 asyst. Howard kończył mecz z dorobkiem 11 punktów i 11 zbiórek.

Przewaga gospodarzy (trafili 16 z 31 rzutów za trzy), w końcówce meczu była tak duża, że trener Stan Van Gundy dał pograć wszystkim dwunastu zawodnikom wpisanym do protokołu. Tony Battie, rywalizujący z Gortatem o miejsce pierwszego zmiennika na pozycji środkowego, w 15 minut zdobył 2 punkty i miał 2 zbiórki. Magic wyrównali klubowy rekord najlepszego startu w rozgrywkach (22 zwycięstwa - 6 porażek) i utrzymują wysoką czwartą pozycję w lidze za Boston Celtics (26-2), Cleveland Cavaliers (23-4) i Los Angeles Lakers (22-5).