W rywalizacji do czterech zwycięstw jest 1-1, a kolejne dwa mecze odbędą się w piątek i w niedzielę w Słupsku.
W zespole Turowa tym razem zagrał jego najlepszy strzelec Damir Miljković, którego zabrakło z powodu kontuzji w niedzielnym meczu przegranym w dramatycznych okolicznościach po dogrywce 98:99. Miljković zdobył tylko sześć punktów, miał też dwie zbiórki i trzy asysty, ale jego obecność najwyraźniej pomogła kolegom.
We wtorek gospodarze znów dyktowali warunki od początku spotkania. Po szybkich kontratakach oraz trzypunktowych rzutach z wypracowanych pozycji w 30. minucie prowadzili 72:53. Ale tym razem wzięli sobie do serca zasadę, że ważniejsze od tego, jak zaczynasz mecz, jest to, jak go kończysz, i powiększali przewagę do ostatniego gwizdka sędziów.
W zespole trenera Pawła Turkiewicza wyróżnili się szczególnie regulujący tempo ataków i sami kończący akcje rzutami Tyus Edney i Bryan Bailey.
Czarni, tym razem w białych strojach, grający bez kontuzjowanego rozgrywającego Mantasa Cesnauskisa, nie przypominali zespołu, który w tak spektakularny sposób wygrał poprzednie spotkanie. Trzydziestopunktowa porażka to nokaut drużyny trenera Gaspera Okorna, ale przecież teraz rywalizacja przenosi się do Słupska.