Charley Rosen, jeden z najbardziej szanowanych publicystów koszykarskich w USA, współautor dwóch książek "władcy pierścieni" Phila Jacksona, przyznał Gortatowi maksymalną ocenę "A" (tak jak w amerykańskich szkołach: A jest najwyższa, F najniższa) za krótki występ w meczu numer cztery, w swoim podsumowaniu dla Fox Sports. "Znalazł drogę po pick-and-rollach do dwóch łatwych wsadów. Zbierał i podawał, a to wszystko w ciągu zaledwieczterech minut gry. Magic potrzebują tego zawodnika na parkiecie bardziej regularnie, zwłaszcza wowczas, gdy Lewis chowa się w cień" - napisał Rosen.
Obok Gortata maksymalną notę dostał od niego, spośród graczy Magic, tylko Mickael Pietrus. Niżej Rosen ocenił nawet... Kobe Bryanta (B plus), a tak samo bohatera meczu Dereka Fishera.
Eksperci zastanawiają się także nad przyszłością Gortata. "Pseudonim Polish Hammer dobrze do niego pasuje, bo latem, gdy zostanie wolnym zawodnikiem, na pewno otrzyma bardzo solidny zastrzyk gotówki" - twierdzi Chris Sheridan z ESPN. - Z wiarygodnych źrodeł dochodzą informacje, że jeden, a nawet więcej zespołów zamierza zaoferować Gortatowi wieloletni kontrakt w ramach "Midlevel exception", które w tym roku wynosi 5.6 miliona dolarów w skali roku.
Stara prawda NBA głosi, że środkowi z reguły są przepłacani, o czym świadczą przykłady Ericka Dampiera (25.2 mln dolarów za najbliższe dwa sezony), Samuela Dalemberta (25/2) i Eddy'ego Curry'ego (21.7/2). Chociaż Gortat nie potrafi oddać celnego rzuty z dalszej odległości, to ma przynajmniej dwa niezaprzeczalne atuty: etykę pracy oraz niesamowite postępy, jakie zrobil w ostatnich czasach. To wystarczy do otrzymania oferty, której Magic nie będą w stanie przebić, na przykład z mierzących znów w tytuł mistrzowski San Antonio Spurs" - informuje Sheridan. To zgadzałoby się z tym, co pisaliśmy już w styczniu, a mianowicie, że Gortat znalazł się na celowniku Spurs jako kandydat do roli podstawowego centra.
W ostatnich dwóch dniach gazety i stacje telewizyjne w nieskończonośćanalizowały dramatyczny przebieg meczu numer cztery.Przy okazji najwięcej oberwało się (słusznie zresztą) trenerowi Magic Stanowi van Gundy'emu. - Magic przegrali, ponieważ Van Gundy znów spanikował" - pisze analityk Fox Sports Jason Whitlock. Po czym dodaje: - Trener zasługuje na to, aby dostać klapsa za to, że w końcówce meczu postawił na Jameera Nelsona zamiastRafera Alstona. W zasadzie to nie miałbym do tego ostatniego pretensji, gdyby zwyczajnie odmówił gry w meczu numer pięć potym, jak otrzymał wotum nieufności od własnego szkoleniowca. Niepewni siebie trenerzy są jak gracze w kasynach. Modląsię o to, aby w danym momencie mieli szczęście, ale nie potrafią mu pomóc. Shaq pewnie się teraz śmieje, bo miałrację nazywając van Gundy'ego mistrzem panikowania - zakończył Whitlock. "Magic i Stan zawiedli w fundamentalnychkwestiach" - napisał natomiast felietonista "Orlando Sentinel" Mike Bianchi. Dalej czytamy: "Jeżeli Lakers sięgną pomistrzostwo ten tytuł zostanie zapamietany nie jako wygraną przez wspaniałą drużynę lakers, ale jako przegrany przez Magic nawłasne życzenie. Van Gundy niepotrzebnie obwiniał sam siebie za porażki poniesione w trakcie play-offs. Po meczu numercztery po raz pierwszy rzeczywiście powinien to zrobić. Ale nie zrobił".