Porażka Turowa z Polonią Azbud w Warszawie, przerwane serie zwycięstw Anwilu i Znicza, pierwsza wygrana Sportino – to najciekawsze wydarzenia siódmej kolejki ekstraklasy mężczyzn.
Miały one miejsce już w okresie nowych rządów w lidze. W piątek oficjalna strona Polskiej Ligi Koszykówki poinformowała: „Prezes Polskiego Związku Koszykówki Roman Ludwiczuk został poproszony przez radę nadzorczą o sprawowanie funkcji pełniącego obowiązki prezesa PLK SA. Tę propozycję Ludwiczuk przyjął“.
Zapomniano chyba dodać „łaskawie przyjął“, bo przecież były piłkarz, a obecnie senator Platformy Obywatelskiej z Wałbrzycha, ma już obowiązków aż nadto. Podczas ceremonii otwarcia wrześniowych mistrzostw Europy we Wrocławiu spiker zawodów przedstawiał go jako „prezesa polskiej koszykówki“. I nie było to przejęzyczenie.
Ludwiczuk jest teraz ostro krytykowanym przez media i współpracowników szefem PZKosz, przewodniczącym rady nadzorczej PLK, pełniącym równocześnie obowiązki jej prezesa, a także, nie pozostawiając w osamotnieniu płci pięknej, szefem rady nadzorczej PLKK (ekstraklasa kobiet).
Dla koszykarskiego środowiska jest to sytuacja żenująca. Czy jest w Polsce inna dyscyplina, w której jeden człowiek miałby taką władzę?