W szóstym Lakers wysoko pokonali Celtics 89:67, wyrównując stan rywalizacji na 3-3.
To był najbardziej jednostronny pojedynek w tym finale. Znów nie zdobyto wielu punktów, decydowała gra w obronie.
Zwycięzcy uzyskali tylko trzy punkty więcej niż w przegranym meczu numer 5, w którym odnotowali najniższy dorobek w finale, ale rywal rzucił we wtorek tylko 67 punktów. To drugi najniższy wynik w historii finałów NBA. Mniej od Bostonu zdobyli tylko Utah Jazz: 54 punkty przeciwko Chicago Bulls w 1998 roku. Wszystko za sprawą znakomicie funkcjonującej obrony Lakers.
W tym spotkaniu wszystko się odmieniło. O ile w trzech poprzednich meczach w Bostonie w grze drużyny z Los Angeles można było zauważyć tylko indywidualne popisy Kobego Bryanta, o tyle teraz widzowie w hali Staples Center byli świadkami koszykarskiej symfonii.
Znakomicie zagrał nie tylko solista, ale wszyscy członkowie zespołu. Pau Gasol był bliski triple-double (17 pkt, 13 zbiórek, 9 asyst), wykorzystując fakt, że już w pierwszej kwarcie wskutek kontuzji kolana opuścił boisko środkowy Celtics Kendrick Perkins.