Cała historia, o której głośno zrobiło się w środę, przedstawia się w ten sposób: 20-letni Russell rozmawiał z kolegą z zespołu Nickiem Youngiem. O tym, że to prywatna pogawędka, wskazują szczegóły nagrania z telefonu komórkowego Russella: obaj leżą na łóżkach w hotelowym pokoju, bawią się telefonami, wypoczywają. O tym, że Russell cały dialog nagrywał telefonem, zapatrzony w ekran komórki Young nie wiedział. W trakcie rozmowy jego młodszy kolega wypytywał o szczegóły z życia prywatnego, m.in. o to, czy będąc w związku Young spotyka się z innymi kobietami. Ten potwierdził – nie wiedząc jeszcze, że kilka dni później nagranie obiegnie wszystkie serwisy nie tylko koszykarskie, ale i plotkarskie. Jego dziewczyną jest bowiem australijska piosenkarka Iggy Azalea. Sprawa wywołała w Stanach ogromne zamieszanie.
– Już nikt więcej mu nie zaufa. I to w całej NBA – powiedział Stephen A. Smith, komentator i analityk ESPN. – Nikt nie ma wątpliwości, że to świetny koszykarz. Ma znakomite statystyki, umie rzucać, zbierać, podawać. Ale to, co zrobił, będzie ciągnęło się za nim do końca kariery. Wepchnął się w nie swój biznes i jeszcze to upublicznił. Przecież nawet 10-latek wiedziałby, że tak się nie robi. Temu młodemu człowiekowi nie wolno ufać, a Lakers powinni zastanowić się, czy lepiej nie oddać go do innej drużyny. Jestem reporterem, ale nawet mnie nie chce się z nim gadać – zakończył. – To lekcja dla wszystkich dzieciaków o tym, gdzie jest miejsce na media społecznościowe, a gdzie zaczyna się prawdziwe życie – stwierdził inny ekspert NBA Mike Greenberg. – Wszystko mogłoby się skończyć na żarcie, gdyby Russell pokazał ten filmik Youngowi i obaj by się z niego pośmiali. Problem w tym, że Russell uznał, że zabawniej będzie, gdy zobaczą go wszyscy. To był błąd – dodał.
Skandal wewnątrz zespołu to dla Lakers spory ból głowy. D’Angelo Russell to debiutant, ale widać po nim ogromny talent. Jest rozgrywającym, w tym sezonie rzuca średnio ponad 13 punktów w meczu, do tego notuje ponad trzy asysty i zbiórki. Trenerzy uważali, że od przyszłego sezonu może być gwiazdą drużyny, że zastąpi Kobego Bryanta, chcieli budować wokół niego skład. Teraz ani kibice, ani koledzy z drużyny mogą nie chcieć zaakceptować takiego lidera. Może więc okazać się, że „Jeziorowcy” oddadzą go do innego klubu, w zamian za możliwość wyboru w drafcie kolejnego perspektywicznego gracza.
Sprawa jest przykra także dla Bryanta, ostatnie mecze sezonu zasadniczego są jego pożegnaniem z NBA. Z pewnością nie tak wyobrażał sobie końcówkę swojej kariery. I nie takiego następcy się spodziewał.