Pierwszą kwartę Polacy zagrali bardzo dobrze. Z rewelacyjną skutecznością rzucali z gry (7/11 za dwa punkty, 4/6 za trzy), świetnie podawał też Łukasz Koszarek (4 asysty w pierwszych dziesięciu minutach). W efekcie mimo dobrej gry Kostasa Sloukasa (10 punktów) biało-czerwoni prowadzili 29:23.
Niestety Grecy jeszcze lepiej odpowiedzieli na początku drugiej kwarty. Rzucili dziewięć punktów z rzędu, wychodząc na prowadzenie 32:29 po skutecznym rzucie za trzy Kostasa Papanikolau. Do przerwy jeszcze powiększyli przewagę, schodząc do szatni przy wyniku 49:43. Rywale Polaków świetnie rzucali za trzy punkty – na ponad 70-procentowej skuteczności.
Po przerwie Polacy systematycznie zmniejszali stratę. Kilkakrotnie zdołali doprowadzić do remisu, a nawet wyszli na prowadzenie 59:58 po rzucie za trzy Łukasza Koszarka. Jedyny w tym meczu nominalny rozgrywający polskiej reprezentacji zszedł jednak wkrótce z parkietu. Raz jeszcze, po kolejnej „trójce” wreszcie dobrze grającego Damiana Kuliga, Polacy prowadzili 65:64, ale później ponownie Grecy złapali rytm.
W polskim zespole bardzo wyraźny był widać wówczas brak drugiego rozgrywającego. A.J. Slaughter znów nie mógł zagrać, w efekcie kontuzji, której doznał w meczu z Finlandią. Koszarka nie byli zaś w stanie zastąpić inni zawodnicy.
Grecy natomiast poczynali sobie bardzo swobodnie i wyglądali na zupełnie inną drużynę, niż w poprzednich meczach, gdzie zdołali pokonać tylko słabiutką Islandię. Bardzo dobrze wyglądała współpraca Nicka Calathesa z grającym w NBA podkoszowym Jorgosem Papajanisem. Rywale Polaków zdominowali też drużynę Mike’a Taylora pod tablicami i z powodzeniem razili z dystansu – w całym meczu aż trzynastokrotnie trafiali za trzy punkty. Ostatnią kwartę Polacy przegrali aż 10:25.