Na podium stawali w sobotę i niedzielę różni skoczkowie, ale obraz obu konkursów był podobny – jedni potrafili wykorzystać nagły podmuch pod narty, inni nie, niektórych wiatr wciskał w zeskok, innych nagradzał.
W tych okolicznościach trzeba było godzić się z niespodziankami. W sobotę największą zapewnił widzom Yukiya Sato – to była pierwsza wygrana tego Japończyka w Pucharze Świata, choć niektórzy pamiętali, że dzielny Yukiya latem był głównym konkurentem Dawida Kubackiego w cyklu Grand Prix FIS.
Pierwszy konkurs przyniósł również wyraziste porażki Petera Prevca i Piotra Żyły (Polak i Słoweniec prowadzili po pierwszej serii, ale w finałowej solidarnie popsuli skoki, Żyła spadł z drugiego na 24. miejsce), zaskakującą słabość Norwegów (choć lider PŚ Daniel Andre Tande trzyma się dość mocno) i sygnały odrodzenia Austriaków, nawet Gregora Schlierenzauera, który był czwarty. Po prawie trzech latach pojawił się w pierwszej dziesiątce konkursu pucharowego.
Polskie nastroje oscylowały po pierwszym konkursie między frustracją Piotra Żyły a umiarkowanym zadowoleniem Dawida Kubackiego i Kamila Stocha z miejsc w pierwszej dziesiątce.
Drugi konkurs był dla kadry Michala Doležala gorszy – wprawdzie cała siódemka przeszła kwalifikacje, ale w zawodach moc drużynowa nie przełożyła się na indywidualną. Piotr Żyła i Klemens Murańka nie awansowali do finałowej rundy. Pozostali awansowali, lecz zajęli miejsca między 15. i 25. Najwyżej był Kamil Stoch, ale i jemu pozytywne podsumowanie sportowego weekendu w obwodzie swierdłowskim przychodziło z trudnością.