Hiszpan w końcu dopiął swego. W mistrzostwach świata startował 11 razy, na podium stawał sześciokrotnie, oprócz tego trzy razy był w pierwszej dziesiątce. Ostatni medal – brązowy – zdobył cztery lata temu w Ponferradzie, wtedy, kiedy po tytuł sięgnął Michał Kwiatkowski. Bardzo brakowało mu złota, można było odnieść wrażenie, że karierę przedłuża tylko po to, by wygrać mistrzostwa.
Trasa wyścigu odpowiadała Valverde. Była długa (252,9 km) jak klasyki, w których się specjalizuje, choć najeżona podjazdami niczym górski etap wielkiego touru. Zgodnie z przewidywaniami do decydującej walki o medale doszło 13 km przed metą – na Hottinger Holl. Kolarze nazywają tę ścianę piekłem. Nie jest długa, liczy 2,8 km, ale daje w kość z powodu stromizny, dochodzącej do 28 procent nachylenia. Piekło przejechali na czele Valverde, Francuz Romain Bardet i Kanadyjczyk Michael Woods. W takiej kolejności dojechali też na metę.