Pod koło podbiegunowe skoczkowie zawsze jadą z mieszanymi uczuciami. Na ogół jest tam pięknie, zimowo, ale podróż jest długa, a nigdy nie wiadomo, czy uda się wyjść na skocznię. W Kuusamo, pod koniec listopada rządzi co roku wiatr, a władze Światowej Federacji Narciarskiej, z godnym podziwu uporem wyznaczają tam konkursy właśnie wtedy.
Jeśli prześledzić historię zawodów na skoczni Rukatunturi, to najczęściej hulał tam wiatr, prognozy pogody zwykle są bezlitosne, a bywały również groźne upadki. Konkursy przekładano, odwoływano, skracano, rezygnowano z kwalifikacji. Fiński obiekt wrócił do kalendarza FIS od sezonu 2002/2003 i już w następnym roku pogoda pokazała tam, co potrafi.
W dramatycznym konkursie, który potem anulowano, upadło trzech zawodników: Szwed Johan Eriskon oraz dwaj Austriacy Andreas Kofler i Thomas Morgenstern. Dwaj pierwsi pozbierali się o własnych siłach, ale Morgenstern uderzył w zeskok plecami, odwieziono go do szpitala. Po tym upadku jury wreszcie dało za wygraną. Trzy lata później organizatorzy nie chcąc zmieniać liczby konkursów, zdecydowali, że zawodnicy pojawią się na skoczni dwa razy w ciągu jednego dnia.
W tym roku i tak nie było najgorzej. W piątek wiało mocno, prognozy były fatalne, więc szybko podjęto decyzję o przełożeniu kwalifikacji na sobotę. Miało być lepiej i rzeczywiście trochę się poprawiło, ale tylko na tyle, by rozegrać jedną serię zawodów.
W niedzielę udało się rozegrać dwie serie. Do najlepszej trzydziestki awansowało czterech Polaków: Kamil Stoch, Piotr Żyła, Dawid Kubacki i Jakub Wolny. Odpadł tylko Stefan Hula, który zajął 44. miejsce po lądowaniu na 112 metrze, wcześniej kwalifikacji nie przebrnął też Maciej Kot.