Nowy mistrz miał znakomitą finałową, czwartą rundę, tylko 64 uderzenia na 18 dołkach pola TPC Harding Park w San Francisco. Dzięki tak doskonałemu finiszowi, po pełnej napięcia rywalizacji wyprzedził Dustina Johnsona i Paula Casey'a – liderów turnieju po trzech rundach.
Jedyny błąd, jaki przydarzył się Morikawie w niedzielę, to zrzucenie wieczka z wielkiego srebrnego pucharu podczas uroczystości wręczania nagród. Puchar – od nazwiska fundatora nazwany Wanamaker Trophy – wiele nie ucierpiał, młody mistrz przyjął sukces z widoczną radością, tym bardziej, że pandemia koronawirusa nie spowodowała obniżenia puli nagród (11 mln dolarów), w tym wartości czeku dla najlepszego ze 156 uczestników (1,98 mln dol.).
– To był mój cel życiowy od małego, patrząc na wszystkich tych profesjonalistów wiedziałem, że chcę robić to samo. Od startu kariery udawało mi się wiele, wygrywałem jako amator i junior. W ubiegłym roku zostałem zawodowcem, ale prawdziwe domknięcie kariery zdarzyło się właśnie tutaj, w San Francisco, w pewnym sensie moim drugim domu, w którym spędziłem ostatnie cztery lata – mówił urodzony w Los Angeles Collin Morikawa, jeszcze niedawno bardzo zdolny student University of California w Berkeley.
W barwach uczelnianych wygrał pięć turniejów. Po przejściu na zawodowstwo zdążył już wygrać dwa turnieje PGA Tour: Barracuda Championship 2019 i niespełna miesiąc temu Workday Charity Open 2020 (po dogrywce z Justinem Thomasem).
Za plecami Morikawy znalazła się cała śmietanka współczesnego golfa: Casey (wielokrotny zwycięzca turniejów PGA Tour i European PGA Tour ma jednak pecha do Wielkiego Szlema, 43 lata, 64 starty i wciąż nic), Johnson, potem silna grupa dzieląca czwarte miejsce: Matthew Wolff, Jason Day, Bryson DeChambeau, Tony Finau i Scottie Scheffler.