Pierwsza z dwóch serii zaplanowanych na piątek miała znaczenie dla tych, którzy nie byli pewni swych sił na skoczni mamuciej – z 40 skoczków, którzy przeszli kwalifikacje, odpadała jeszcze dziesiątka.
Polaków ten problem nie dotyczył, czwórka wybrana przez trenera Michala Doležala skakała znacznie powyżej średniej i bez trudu zdobyła prawo startu do końca mistrzostw. Wyniki były zachęcające: Piotr Żyła ósmy, Andrzej Stękała dziewiąty, Dawid Kubacki dziesiąty, tylko Kamil stoch (13. miejsce po pierwszym skoku) opuszczał zeskok nie pełni usatysfakcjonowany.
Pierwszym liderem MŚ został Karl Geiger, skoczek bardzo dobry, ale w lotach jeszcze wielkich wyników nie pokazał. Jednak 241 m w niezłym stylu wystarczyło, by wyprzedzać Michaela Hayboecka (245,5) i Jewgienija Klimowa (237 m – rekord życiowy Rosjanina), za którym przyczaili się liderzy PŚ: Granerud i Eisenbichler.
Geiger utrzymał prowadzenie po drugiej serii, nawet odrobinę je powiększył, tyle, że najmocniej goniącymi okazali się Granerud i Eisenbichler (247 m – skok dnia). Klimow stracił sześć pozycji, Hayboeck dwie i tylko on może uważać, że wciąż liczy się w walce, nawet o złoto.
Polacy nie zaatakowali z taką energią, która pozwoliłaby im na dołączenie do najlepszych. Utrzymali trzy pozycje w pierwszej dziesiątce, co cieszy, bo jako drużyna są na medal, ale marzenia o pierwszym indywidualnym złocie w lotach dla Kamila Stocha albo Piotr Żyły trochę się oddaliły.