Konkurs zaczął się planowo, o 10. rano, nadzieje, że uda się rozegrać choćby jedną serię zgasły o 11.34. W tym okresie działo się to, co zawsze w takich warunkach: rzadkie skoki przedzielane czekaniem na zielone światło od Borka Sedlaka kierującego ruchem na skoczni oraz dłuższe przerwy, w czasie których nie działo się nic.
Do chwili odwołania zawodów skoczyło 21 uczestników – inaczej mówiąc Słowenia, Austria, Polska, Norwegia, Japonia i Niemcy miały zaliczone dwie próby (u Polaków Piotr Żyła skoczył 207,5 m, Andrzej Stękała – 221), zaś Rosjanie, Szwajcarzy i Finowie po trzy (wystartowało 9 ekip). Przewidywać jakiś optymistyczny ciąg dalszy nie miało jednak sensu – każdy skok mógł skończyć się wypadkiem, bo nagłe podmuchy miały prędkość przekraczającą 6 m/s.