Długo się zastanawiałem, co robić. Miałem świadomość, że jeśli Adam Małysz lub inni mnie nie zaakceptują, będą poważne problemy. Ze skakania trzeba czerpać radość. Wiem, że to brzmi banalnie, ale tak jest. Sam to robiłem, dobrze znam to środowisko i wiem, że brak dobrej atmosfery jest gorszy niż trucizna. Zacząłem więc od szczerych rozmów z Adamem i to on najszybciej rozwiał moje wątpliwości. Dlatego podjąłem się tego zadania. Uważałem, że merytorycznie dam radę.
[b]Był pan asystentem Heinza Kuttina i Hannu Lepistoe, jako zawodnik poznał pan metody pracy Apoloniusza Tajnera. Z każdego z nich wyciągnął pan to, co najlepsze?[/b]
Coś w tym rodzaju. Tajner stworzył nowoczesny sztab i ja teraz próbuję go naśladować. Pokazał, że trener nie musi znać się na wszystkim. Lepiej, gdy ma wątpliwości i konsultuje je z fachowcami. Stąd moja współpraca z profesorem Jerzym Żołądziem, obecność w sztabie psychologa, ale na trochę innej zasadzie niż przed laty. Profesor nie musi jeździć na zgrupowania, ma zielone światło w swojej pracy. Z psychologa też korzystamy wtedy, kiedy jest potrzebny.
[wyimek]Miałem świadomość, że jeśli Adam Małysz lub inni mnie nie zaakceptują, będą poważne problemy [/wyimek]
[b]A co pan wziął od Kuttina?[/b]
Uświadomił nam wszystkim, jak ważny jest sprzęt i detale, do czego wcześniej nie przywiązywaliśmy wagi. Był bardzo skrupulatny we wszystkim, co robił, pokazał nam też, jak poruszać się w tym zamkniętym kręgu.